Wróciłam z zajęć z uczelni wykończona.
Weszłam do domu i zdjęłam buty.Ledwo żywa przeszłam do kuchni napić się
wody. Harry siedział przy wyspie trzymając w ręce
list.
- Coś ważnego? - wzięłam do ręki szklankę
- Powołanie do wojska.
Naczynie wypadło mi z ręki i rozbiło się
o podłogę. Spojrzał na mnie i w jednej chwili
znalazł się obok. Ukucnął zbierając szkło .
- To znaczy że znowu wyjedziesz?
- Tak. Muszę. Zabierają mnie na misję .
- Nie. Błagam nie..
Stanął przede mną zamykając w swoich
ramionach.
- Proszę...zrób coś.
- Kochanie nie mogę. Ale ja do ciebie
wrócę .
- A jak nie? Jak znowu...o boże. -
płakałam.
- Ciii ...Dam radę. Wrócę ale jeśli
nie... chcę ...chcę abyś została moją żoną.
Popatrzyłam na niego.
- Nie. Dopiero jak wrócisz, inaczej nie.
Masz wrócić, do mnie.
- Wrócę do ciebie przecież wiesz. Nie
będzie już bolało.- głaskał mnie po policzku .
- Nie przeżyje. - powiedziałam cicho
- Będzie dobrze. Spędzisz ze mną
jutrzejszy dzień?
Pokiwałam twierdząco głową mocno się w
niego wtulając
Objął mnie tak jakby już nigdy nie chciał
puścić.
- Kocham cię i wrócę. Pamiętaj. Wieczorem gdy spojrzysz na księżyc ja
również będę w niego patrzył .
Kolejny atak płaczu. Nie umiałam się
uspokoić. Nie chciałam żeby mnie zostawiał, żeby
znowu cierpiał .
Bałam się o niego tak bardzo. Nie mogłam
go stracić. Całą noc spędziłam przy jego torsie
płacząc i wtulając się jeszcze bardziej. Gdy zasnęliśmy przebudzil nie Harry
który niespokojnie się wiercil, głęboko oddychać i krzyczał przez sen. Usiadłam próbując go obudzić. Wiedziałam
dlaczego tak się dzieje. On sam się bał, po prostu robił wszystko bym tego nie
widziała.
- Boże nie!- krzyknął i podniósł się na
rękach. Bardzo ciężko oddychał .
- Spokojnie, to tylko sen. Jestem dobrze,
jestem obok. - ledwo powstrzymywałam się od płaczu.Objął mnie sam się przytulając. Musiał
się uspokoić .
- Nie pozwolisz zrobić sobie krzywdy,
obiecaj.
- Nie pozwolę - wydyszał.- Będziesz
czekać?
- Codziennie.
- Kocham cię.- przyłożył głowę do mojego
serca .
Zaczęłam ocierać spływające łzy.
Głaskałam go po włosach aż znowu zasnął. Do rana było już spokojnie. Wstaliśmy
razem i zjedlisny śniadanie. Harry nie odstępował mnie o krok.
Nie chciałam przepłakać ostatniego dnia
przed jego wyjazdem
Wyszliśmy na spacer. Spacerowaliśmy
trzymając się za ręce. Dostałam czerwoną róże i calusa .
Był taki kochany. Rozmawialiśmy na
normalne, naturalne tematy.
Zaprosił mnie na obiad. Ten dzień był
wspaniały. Zapomnieliśmy o wszystkim .
Był już wieczór. Tak bardzo nie chciałam
jego nadejścia. Strach powoli wracał.
Harry wszedł na górę siadając w sypialni
na łóżku. W ręku miał nieśmiertelnik a obok niego leżał mundur .
- Nie jedź, zrób coś.
- Nie mogę.- westchnął.- Mam służbę.-
przejechał dłonią po materiale.- jak się obudzisz rano już mnie.nie będzie.
- To nie zasne. - powiedziałam od razu.
- śpij. Ja też będę spał.
- Nie zasne - powtórzyłam.
Wziął mnie na swoje kolana
.- CZym sobie
zasłużyłem na ciebie ?
- Żartujesz? Przy tobie jestem nikim.
Przy tobie zobaczyłam jaka jestem uboga, o tu - stuknęłam w miejsce gdzie
rzekomo powinno być serce.
- Nie mów tak. Masz to co najwspanialsze,
to co powoduje że się uśmiecham, to co powoduje że żyję i chcę żyć.
- To wróć do mnie. - prosiłam jak tylko
umiałam.
- Wrócę.- całował moje policzki, usta.
Wziął moje dłonie w swoje i ucałował
każdą kostkę .
- Kocham cię. Ja cię na prawdę kocham.
Uśmiechnął się i mnie przytulil. Razem
byliśmy wieczni. Razem bezpieczni. Nic więcej nie potrzebowałam.- I że cię nie
opuszczę aż do śmierci...
Zatkałam mu usta dłonią.
- Obiecuje że jak wrócisz powiem ci przed
ołtarzem najpiękniejszą przysięgę na świecie. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Obiecuję że wrócę.- przysięgał.
Położyliśmy się ostrożnie na łóżku. Ja z głową na jego torsie. On mnie glaskał
po plecach. Całą noc słuchałam bicia serca chłopaka. O godzinie 6 wstał i ubrał
na siebie mundur.
Docierało do mnie że to już. Powoli ból
był coraz większy.
Wziął czarno- zieloną torbę i przerzucił
ją przez ramię. Wyszliśmy przed dom gdzie podjechał autokar razem z resztą
armii. No nie całej. Harry odwrócił się do mnie i puścił moją rękę.
- Nie, nie, nie, nie....
Wziął moją twarz w dłonie patrząc smutno
w oczy. Złożył na moich ustach pocałunek i po chwili już go nie było. Odjechał.
Stałam w tym samym miejscu sama nie wiem
ile. W miejsce gdzie widziałam go ostatni raz.
~~~*~~~~
Każdy dzień to był strach. Co dzień bałam
się i modliłam. Bywało tak że nie dostawałam żadnej wiadomości czy wszystko
jest dobrze, ale gdy tylko mógł wysyłał mi listy. Wieczorem stawałam w oknie
wierząc w to że obydwoje patrzymy na ten sam księżyc.
Miałam wrażenie że jestem wtedy bliżej
niego. Dni mijały jeden za drugim. Dla mnie w ogóle się od siebie nie różniły.
Były tak samo straszne.
Pewnego dnia jak zwykle przyszedł
listonosz.
Wśród rachunków była ta jedyna ważna dla
mnie koperta.
Od razu otworzyłam list. Tym razem nie
był on od Harry'ego. Z wojska ale nie od niego. Nie było żadnej kartki...na
dłoń wypadł mi jego nieśmiertelnik. To mogło znaczyć tylko jedno.
- Obiecałeś...- to był dla mnie koniec.
Mnie już nie było, w dłoni zaciskałam jego własność.
Łzy płynęły strumieniami. Nie miałam na
nic siły. Wzięłam telefon i drżącą dłonią wybrałam numer do dowódcy.
Dowiedziałam się tylko że został uznany za zaginionego. Nie znaleźli jego ciała
tylko to.
Nie wiem co byłoby gorsze. Jego śmierć
czy świadomość że nikt nie wie jest i czy żyje, co się z nim dzieje.
Upadłam na podłogę. Czułam się jakby
zabrali mi powietrze. Straciłam grunt pod nogami. Straciłam wszystko
Po jakimś czasie nawet łzy się skończyły.
Siedziałam i miałam wrażenie że sama umieram.
Mój Harry. Mój biedny Harry. Te szansę są
bardzo małe. On był słaby jak i fizycznie tak i psychicznie .
Nawet jeśli przeżył i go złapali to
przecież nie poradzi sobie, nie drugi raz
To jakiś koszmar. Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie może
odmienić taki ktoś jak Harry Styles ale je odmienił i dlatego nie mogę go
stracić.
Po prostu bez niego nie jestem w stanie
funkcjonować.
Każdego dnia traciłam nadzieję a cząstka
mnie umierała.
Czy myślałam o zabiciu się? Jasne, wiele
razy, tylko ta niewielka, głupia nadzieja mi na to nie pozwalała.
Żyłam na lekach uspokajających. Miesiącami
zamykałam się w sypialni przy jego poduszce z nieśmiertelnikiem w dłoni i
błagałam aby wrócił.
Tylko że on uparcie mnie nie słuchał. W
domu zostało tylko kilka szklanych rzecz, reszta nie wytrzymałam moich nerwów
Sąd po 5 miesiącach stwierdził zgon. Oficjalnie
Harry Styles nie żył.
Jako że był żołnierzem i to zasłużonym
oddali mu odpowiedni hołd. Miał do mnie wrócić, obiecywał.
~~~*~~~
Siedziałam na kanapie trzymając
zdjęcie ukochanego. Łzy spływały po moich policzkach. Usłyszałam otwieranie
drzwi .myślałam że to tata.
Odkąd Harrego nie ma często mnie
odwiedzał, wiedziałam że po prostu sprawdzał czy nic sobie nie zrobiłam.
Poszłam otworzyć drzwi.
Stanęłam w holu. O ścianę opierał się
Harry ... Ciężko dyszał z zamkniętymi oczami.
Jak? - nie mogłam się ruszyć. Moje serce było
za małe na tak wielką dawkę radości.
- Cześć kochanie.- wychrypiał.
- Przecież ty nie żyjesz - śmiałam się, a
w oczach pojawiły się łzy.
- Obiecałem ci coś pamiętasz?- spojrzał
na mnie. Ledwo trzymał się na nogach .
Nie myślałam o tym specjalnie, po prostu
podbiegłam do niego i się na niego rzuciłam. Nie wytrzymałam.
Upadliśmy na podłogę. Jęknął, ale mnie
objął i delikatnie przytulił.
- Przepraszam...albo nie. Nie, nie
przepraszam. Matko, ty tu jesteś.
- Jestem...I będę. Trochę mi czasu zajął
powrót do ciebie ale obiecałem
W tej chwili się obudziłam. To był sen,
jedynie piękny sen, mój Harry wcale nie wrócił.
Byłam zła. Chciałam aby to była prawda .
Ze złości i żalu znowu zaczęłam płakać.
Tej nocy nie dałam rady już zasnąć.
Któregoś dna w końcu postanowiłam wyjść.
Chociażby na spacer .
Ludzie którzy wiedzieli że byłam z Harrym
posyłali mi ciepłe, ale smutne spojrzenia, ignorowałam ich.
On powinien iść obok.przy mnie. Nigdy nie
odwiedzę jego grobu. Nie wiem co się stało z jego ciałem
Wyjęłam z kieszeni nieśmiertelnik i
przewracałam go w dłoniach.
Podniosłam głowę. Robi się co raz
ciekawiej... Oprócz snów mam też zwidy. Szedł w moją stronę w przetartej białej
koszulce i spodniach od munduru. Podpierał się o drzewa. Ludzie też patrzyli w
tym kierunku .Nie wierzyłam, nie chciałam znowu czuć
tego strasznego rozczarowania. Ze łzami w oczach powoli do niego podeszłam.
Wyciągnęłam rękę i dotknęłam jego policzka. Był tu, mogłam go dotknąć, poczuć.
- Czekałaś?- teraz też wychrypiał .
- Codziennie - powiedziałam jak wtedy.
- Jestem kochanie. Wróciłem.- przytulił
mnie do swojej klatki .
Zaczęłam niepohamowanie płakać. Pierwszy
raz od tyłu miesięcy że szczęścia.
On się cicho śmiał. Ludzie dookoła bili
brawo.
On przeżył. Powoli kleknął całując moją
dłoń.
- Czekałem tylko aż będę mógł to zrobić.
- Czekałem tylko aż będę mógł to zrobić.
Oddychał głęboko. Był słaby ale się
uśmiechnął.
- Ja ... czy dasz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać moją żoną ?
- Tak, tak, tak - wstał, a ja go
pocałowałam.
- Wybacz szedłem przez jakąś dżunglę
potem pustynie. Jubilera nie znalazłem.- zasmial się.
- Głupi jesteś. - zaśmiałam się.
Delikatnie się odsunął prawie upadając na
ziemię.
- Um....dobra, ok czekaj już dzwonię po
pogotowie. - było ciężko bo łzy zasłaniały mi obraz ale w końcu się udało.
- Jest dobrze. Człowiek tarcza czy co?-
zacytował mnie.
- Siedz cicho, jesteś zmęczony i słaby -
co chwila moje usta lądowały na jego w krótkich pocałunkach.
- Jestem brudny. Nie całuj mnie.- zaśmiał
się słabo oddając wszystkie pocałunki .
- Mówiłam cicho. - znowu go pocałowałam.
Potem przyjechała karetka.
Pojechaliśmy do szpitala. Podłączyli go
do kroplówek .
Był serio wykończony. Zasnął prawie od
razu a ja siedziałam i na niego patrzyłam
Na moich ustach ciągle widniał uśmiech.
Najważniejsze że tu był. Znów przy mnie
Był najważniejszy. Tak cudownie wyglądał,
spokojnie.
Świadomość że mógł naprawdę do mnie nie
wrócić powodowała przechodzące dreszcze. Teraz już musiało być dobrze. Nie
ważne jk nie ważne gdzie najważniejsze razem.
Wyszłam z sali i skierowałam się do
lekarza prowadzącego. Chciałam dowiedzieć się jak z nim jest.
Znalazłam go na korytarzu. Obrócił się do
mnie od razu.
- Po pierwsze to gratuluję. Jednak pan Styles to żołnierz z żelaza.
- Po pierwsze to gratuluję. Jednak pan Styles to żołnierz z żelaza.
- Tak. Panie doktorze ale co z nim?
- jest odwodniony i osłabiony. Wszystko
będzie dobrze. Ktoś mu musiał pomagać przez ten czas. Nie przeżył by. Urząd
oraz wojsko zostało już zawiadomione że można anulować akt zgonu .
- Dobrze, bardzo dziękuję.
- Nie ma za co. Duma kraju.- uśmiechnął
się i odszedł.
W duchu krzyczałam i skakałam z radości.
Byłam tak szczęśliwa że nie mogłam tego
opisać. Nic więcej nie potrzebowałam. Wyjdzie stąd i wrócimy do domu.
Poszłam kupić sobie kawę i wróciłam do
sali gdzie leżał mój bohater.
Przebudził się około godziny 18. Otworzył
oczy patrząc chwilę w okno po czym spojrzał na mnie.
- Lepiej trochę?
- Chyba tak. - uśmiechnął się wyciągając
do mnie rękę.
Wzięłam ją i otuliłam swoimi dłońmi.
- Musisz wrócić do domu i w końcu się
wyspać.
- Nie chce.
- Musisz. Widzę że jesteś wykończona.
- Wypiłam kawę, jest ok.
- Proszę. Pójdź i odpocznij.
- Chce zostać tutaj.
Westchnął tylko i mocniej uścisnął moją
dłoń.
Uśmiechnęłam się do niego na ten gest.
- Było ciężko. - zaczął.- Na początku
walczyliśmy z wrogiem czyli Syria, a później zostałem wysłany gdzieś dalej z
chłopakami. mieliśmy obserwować teren, ale w pobliżu wybuchła bomba...
- Nie musisz o tym mówić, jeśli nie
chcesz. - pogłaskałam go po policzku.
- Chcę, żebyś wiedziała co się stało.
Dlaczego nie wracałem.- wtulił się w moją dłoń.
- Wiem że nie mogłeś
- Bałem się, że coś sobie zrobisz. Wiem,
że jesteś silna, ale mimo wszystko każdego dnia się bałem.
- Byłam tego bliska i na pewno tak by się
stało gdyby twoja śmierć była pewna.
- przecież uznali mnie za zmarłego. Nie
zwątpiłaś. ..
- Nie znaleźli ciała...nadzieja nie
pozwalała mi ze sobą skończyć, żyłam nią.
- Jesteś aniołem. Pewnej nocy nie miałem
już.sił iść dalej...chciałem się poddać. Wiem pomyślisz że zwariowałem lub też
zmyślam ale ja usłyszałem twój głos . Tu w sercu. W sercu słyszałem że mam
iść,.mam iść do ciebie.
- Co chwila mówiłam że masz do mnie
wrócić.
- Sama widzisz. Słyszałem to.
Delikatnie pocałowałam jego wargi.
- Śpij.
- Pójdziesz do domu?
- Nie, ale ty odpoczywaj
- Kochanie.- jęknął.
- No co?
- Też musisz odpoczywać.
- Jest ok
Podniósł się i ucałował moją rękę później
znów się położył i Zamknął oczy.
Patrzyłam jak spokojnie oddycha. Po
chwili wiedziałam że po prostu zasnął.
Zostałam z nim całą noc. Nie miałam zamiaru
wracać. Chciałam być blisko.
Patrzeć na niego i słyszeć jego oddech.
W pewnej chwili przysnęłam na fotelu.
Rano wcale nie byłam jakaś obolała. Być może nawet o tym nie myślałam.
Harry jeszcze spał, był na prawdę
wykończony. Pocałowałam go w czoło i poszłam po kawę
Na korytarzu spotkałam lekarza. Przekazał
mi wyniki badań. Jak on stąd wyjdzie to jedynie o kulach na razie. Jest za
słaby i wycieńczony .
Z resztą ja mu nawet z łóżka nie pozwolę
wyjść. Będzie leżał i zdrowiał.
Gdy szlam do sali wpadli chłopaki z
wojska. Widząc mnie zapytało gdzie leży
Harry . Rozpoznałam tych 4 co mnie porywali .
Z gulą w gardle podałam odpowiedni numer.
Ich się bałam.
Oprócz nich było jeszcze paru innych
mężczyzn w mundurach oraz.dowódca .
Nie chciałam tam teraz wchodzić. Nie
chciałam przeszkadzać. Usiadłam na krześle na korytarzu i piłam gorący napój.
Po jakimś czasie weszły pielęgniarki i
zarządziły że Harry musi odpocząć. Tamci wyszli one same jakoś nie mogły ...
Kiedy przestałam myśleć o chłopakach z
porwania postanowiłam zobaczyć w czym tak długo te panie pomagały mojemu
chłopakowi.
Weszłam do środka widząc jak na siłę
starają się przypodobać. Harry nigdy nie rozmawiał z innymi więc jego wyraz
twarzy mnie nie zaskoczył.
- Przepraszam mogę zostać z nim sama? -
spytałam przesłodzonym głosem
- Ah ... tak, tak. Proszę - nieszczęśliwe
opuściły salę.
- Przyszli cię odwiedzić? - usiadłam na
swoje miejsce
- Tak.- mruknął.- Wszystko dobrze?
- Tak, dlaczego miałoby nie?
- Bo tu spałaś. Chodziło oto czy cię nic
nie boli skarbie .
- Nie. Wszystko jest dobrze, a ty jak się
czujesz?
- Tak dziwnie. Jakby ktoś oddał mi
powietrze.
- To chyba dobrze. - zaśmiałam się.
- Kocham cię.
- Wiem. -nachyliłam się go cmoknęłam jego
usta.
Oddał pocałunek.
-Kiedy mogę wyjść?
-Kiedy mogę wyjść?
- Harry jesteś jeszcze słaby..-
tłumaczyłam.
- Ale nic mnie nie boli.
- Wiesz ile leków przeciwbólowych ci
dali? Jeszcze trochę kochanie...
Westchnął ciężko.
- Chcę z tobą do domu.
- Ja jestem tu.
- Skarbie proszę idź dzisiaj do domu.
-Już masz mnie dość?
- Oczywiście, że nie. - starał się
usiąść.
- Może lepiej leż?
- Mnie i tak nie boli. - posłała mi jedno
spojrzenie. - Obiecaj mi coś.
posłał
- Co takiego?
- O czym ty mówisz? - trochę się
przestraszyłam.
- Po prostu nie rób nic głupiego.
- Harry przestań...
- Nie. Zrozum, że może się coś stać, coś
czego nie przewidzimy, ale ty nie możesz zakończyć przez to wszystkiego. Nie
możesz się zabić.
- Nie- odpowiedziałam prosto.
- Co nie?
- Nie dam rady bez ciebie.
- Dasz radę. - splótł nasze palce. - Dasz
i nie możesz się poddać.
- Żyjesz więc skończmy o tym gadać.
- Ale jeszcze nie raz wyjadę.
- Dwa razy oficjalnie byłeś już martwy,
nie powinni cię odwołać czy coś takiego - zaczęłam panikować.
- Wierzą w to, że mimo martwy to żyję.
- Ciekawe czy byli by tacy mądrzy gdyby
chodziło o kogoś z ich rodziny?- , powiedziałam zła.
Usiadłam na łóżku obok niego i się
przytuliłam.
- Nie zostawiaj mnie - szepnęłam.
- Nie zostawiam.
- Kocham cię
- Ja ciebie również.
Przesiedziałam z nim cały dzień. Ciągle
rozmawialiśmy. Nie wyszłam nawet na moment. Dopiero gdy zmęczony usnął
postanowiłam spełnić jego prośbę i wrócić do domu. Tam przytulona jak zawsze do
poduszki Harry'ego zasnęłam.
~*~
-
Za zasługi dla kraju jakimi się wykazałeś nagradzam cie Krzyżem Wiktorii.
Stałam patrząc na to wszystko. Był taki
niesamowity. Tyle zrobił.
Królowa wpięła mu krzyż tam gdzie serce.
Coś powiedziała, ale nie słuchałam. Patrzyłam tylko na niego. Gdy ceremonia się
skończyła wzięłam go pod rękę, drugą opierał się o kule
- Wszystko ok? - ostatnio byłam
przewrażliwiona.
- Tak kochanie. - pocałował mnie w skroń.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się.
- wracamy?
- Tak. - po godzinie byliśmy już w naszym
domu.
Harry poszedł zdjąć mundur i wrócił do
mnie już przebrany. Usiedliśmy na sofie obok siebie. Wziął delikatnie moją
dłoń, ucałował ją i nasunął pierścionek z białego złota
Nic nie powiedziałam, nie byłam w stanie.
Popatrzyłam na chłopaka i po prostu go pocałowałam.
Oddał pocałunek głaszcząc mój policzek.
- Dziękuję - minimalnie się od niego
odsunęłam.
- Nie masz za co najdroższa. - jeszcze
raz ucałował moją dłoń.
- Zmęczony? - spytałam
- Trochę. Myślę, że takie rozdawanie
nagród to nie dla mnie.
- Jesteś bohaterem.
- Nie jestem.
- Dla mnie największym - jeszcze raz go
pocałowałam - Połóż się, musisz odpoczywać.
- A ty jesteś największą nadopiekuńczą
dziewczyną.
- Ej, martwię się
- Przecież nic mi nie jest.- posłał mi
uśmiech.
- Wcale nie, nie jesteś jeszcze w pełni
zdrowy.
Położył głowę na poduszce i ciężko
westchnął.
- Co? Idź spać.
- Okrutna jesteś. - szepnął i po chwili
zasnął.
Przykryłam go i poszłam się umyć.
Wieczorem poszłam do kuchni. Zapaliłam
światło i zaczęłam robić kolację.
Myślałam o tym co mówił mi wtedy Harry w
szpitalu.
Nie chciałam, aby znowu wyjeżdżał. Ja
umrę z nerwów.
To nie po prostu zabijało od środka.
- Skarbie... - usłyszałam. 25-latek stał
w progu kuchni lekko rozkojarzony.
- Hej, coś się stało? - wróciłam do
przerwanego zajęcia.
- Koszmar.
- Przykro mi - było mi go strasznie
szkoda.
- w porządku. - podszedł do mnie
i przytulił.
- Zrobiłam zapiekankę, może być?
- Tak. Oczywiście
- Siadaj już nakładam
Usiadł przy wyspie, a ja podałam nam
kolacje.
- Wyspałeś się? - popatrzyłam na niego.
- Jak mam koszmary to raczej się nie
wysypiam.
- No tak, mój błąd sorry. Za chwilę znowu
się położysz, jest późno
- Dobrze kochanie.
- Posłuszny żołnierz i to mi się podoba -
wskazałam na niego widelcem i posłałam w powietrzu buziaka.
Zaśmiał się.
- Ale ja to musze jeść?
- Tak, zdecydowanie. Chyba że nie
smakuje.
- Smakuję. - mruknął pod nosem
- Jak nie zjesz to uznam że nie
- Kiedy ja nie lubię jeść.
- Mam cię karmić? - spytałam zdolna to
zrobić jakby dalej mnie wkurzał
- Możesz odpuścić? Ja naprawdę nie
potrzebuję jedzenia... Caroline wiesz, że może czy twój tata nadal jest zly?
Wstałam i stanęłam obok niego biorąc od
niego widelec.
- Zły? - zaczęłam go karmić.
- Zły. Daj to zjem sam.
- Całe - zaznaczyłam. - Co masz na myśli
?
- Porwanie.
- Myślę że nie, na początku też chyba
bardziej wkurzyło go to że mu po prostu nie powiedziałam.
- Rozumiem. - jadł kolację. Ja również
zjadłam i posprzątałam.
Napiłam się soku biorąc coś przeciwbólowego , bo miałam wrażenie że zaraz moja głowa
wybuchnie
Gdy chłopak się położył ja zrobiłam to
samo. Musiałam odpocząć.
Przytuliłam się ciesząc jego obecnością i
tak zasnełam.
Wracaliśmy właśnie od mojego taty.
Szliśmy spacerem przez park. Ja trzymałam rękę Harry'ego i wtulałam w jego
ramię.
Widoki były piękne bo słońce właśnie
zachodziło. To była taka cudowna chwila.
- Styles! - usłyszeliśmy za sobą.
Odwróciłam się zaraz za chłopakiem, nie
puszczając jego ręki.
Przed nami szedł jakiś mężczyzna. Mniej
więcej w wieku Harry'ego.
- Jak widać ostatnio cię nie zabija nic.
- Jak widzisz. - odezwał się Harry.
- To uważaj, żeby koledzy twoi nie
wrócili. - wyjął ręce z kieszeni. - Bo wiemy jak to się skończy. Najlepiej
jakbyście się stąd wyprowadzili.
- O czym on mówi? - spytałam chłopaka
Narzeczony patrzył przed siebie.
- O ludziach, którzy zrobili mi to.
- Przecież oni są daleko.
- Ale wrócą. - odparł ten drugi. - Znaczy
mogą wrócić. No po prostu uważaj.
- O boże...- nogi zaczynały odnawiać mi
posłuszeństwa.
- Ej skarbie. - przytrzymał mnie. - Nic
się nie dzieje. Chodź wracamy. - wziął mnie na ręce i skierował sie do domu.
Ale oni jednak nie przyjadą? Nie będzie
ich?
nie nie będzie. Ale niech się wyprowadzą
za Londyn
Dał mi wody i trochę się uspokoiłam.
Ukucnął przy moich nogach i głaskał po
policzku.
Patrzyłam mu w oczy co pomagało. Oddech
się wyrównał, a serce zwolniło. Nerwy odeszły.
- Wszystko dobrze. - całował moje
policzki.
Strasznie chciałam mu uwierzyć. Pragnęłam
tego z całych sił.
- Jesteś bezpieczna. Nie denerwuj się.
Co?o czym on mówił? Nawet przez chwilę nie myślałam o sobie, ja panicznie
bałam się o niego.
- Wybudujemy dom. Przeprowadzimy się.
- Przytul mnie- poprosiłam.
Objął mnie ramionami natychmiast.
Wtuliłam się mocno zaciągając jego
zapachem.
Podniósł mnie jak dziecko i zaniósł do
łóżka.
Położył na nim i patrzył na mnie. Był
całym moim światem.
Ostrożnie usiadł obok biorąc mnie za
rękę.
Udało mi się delikatnie uśmiechnąć do
niego.
- Nic się nie dzieje. - powtórzył. - Nic
nam nie grozi. Zapomnijmy o tym.
Jak dziecko pokiwałam głową zgadzając
się.
Pochylił się i delikatnie mnie pocałował.
To sprawiło że już wogóle nie wiedziałam
co to zdenerwowanie.
Później jeszcze kilkakrotnie złożyl na
moich ustach pocałunek, a ja każdy odwzajemniłam. Patrzył mi w oczy i się
uśmiechał, a palce wciąż mieliśmy splecione
- Strasznie cię kocham - powiedziałam w
usta chłopaka.
- Ja ciebie jeszcze bardziej.
Uśmiechnęłam się i znowu złączyłam nasze
usta. Harry delikatnie muskał palcami moj
brzuch pod bluzką. Uniosłam się na kolana i przyciągnęłam
bliżej siebie.
na chwilę się odsunęliśmy aby zabrać
powietrza.
Krótko cmoknęłam jego usta i szybko
zdjęłam jego koszulkę.
Trafiła gdzieś na podłogę. Harry
ostrożnie naparł na mnie sobą i pozbył się mojej bluzki.
Zaczęłam składać pocałunki na jego szyi
zostawiając różowo czerwone ślady. Cicho westchnął i błądził dłońmi po moich
biodrach.
- Uśmiechnij się dla mnie - wyszeptałam
mu do ucha chcą zobaczyć te cudowne dołeczki.
Od razu spełnił moją prośbę. Na jego
twarzy pojawił się uroczy uśmiech.
Pocałowałam go w oba kąciki ust i rękami
badałam tors chłopaka.
- Nie kochaliśmy się dość długo. -
usłyszałam.
- Bo ja jestem przecież przewrażliwiona.
- Tak. - zaśmiał się przywierając ustami
do mojego obojczyka.
Zaczęłam bawić się jego włosami cicho się
śmiejąc.
Przesunął ustami po moim dekolcie i rozpiął
moje spodnie.
Zdjęłam je a on rzucił tak że nawet nie
zauważyłam gdzie wylądowały.
Znow zaczęliśmy się całowac zapominając o
całym świecie.
Pragnęłam go i potrzebowałam. Byłam jego,
cała.
Dotykał mnie i pieścił. Nie było żadnych
granic i zahamować. Atmosfera była gorąca i namiętna.
Pozbyłam sie jego spodni trochę sie przy
tym trudząc.
Pocałował mnie w usta i rozpiął koronkowy
stanik. Składał co raz żarliwsze pocałunki na moim dekolcie.
Było mi bardzo dobrze. Moje ciało
natychmiastowo reagowało na jego dotyk i pieszczoty
Rozebraliśmy się nie wstydząc się swojej
nagości. Znów poczułam jedność, którą tworzyliśmy.
Wspólnym tempem sprawialiśmy sobie
przyjemność.
Nie zapomnę tej nocy. Nocy z moim Harrym.
Po wszystkim zasnęłam z daleka od
wszelkich problemów
~~~*~~~
Siedziałam na miękkim dywanie w naszym
ogromnym domu oglądając zdjęcia ze ślubu.
Harry w mundurze wyglądał wspaniale.
Wspaniały był ten dzień. Powiedziałam mu
"tak" będa pewna swoich słów.
Mężczyzna wszedł do salonu i usiadł obok
mnie.
- Caroline...
- Tak? - podniosłam wzrok znad zdjęć.
- Musimy porozmawiać.
- To nie brzmi fajnie.
Westchnął i wyjął z kieszeni koszuli
list.
- Proszę powiedz że to nie to co myślę.
Wbił wzrok w okno zaciskając wargi.
- Harry proszę
- Nic nie zrobię. Muszę jechać.
- Złam nogę, rękę, cokolwiek.
- To nic nie da. Jadę jako dowódca.
Skarbie ...- wziął mnie z rękę.
- Ja nie chce - jak zwykle zaczęły lecieć
łzy.
- Ja też nie chcę.- spijał je swoimi
ustami.- Nie płacz. Kochanie nie płacz .
- Nie mogę.
- Uspokój się. Przecież ja zawsze do
ciebie wrócę.
- Mało brakowało...
- Ale wróciłem. Teraz też wrócę. Jedziemy
do Afganistanu
- Umrę z nerwów i tęsknoty.
- Będę pisać. Będzie dobrze
- Nie chce.
Przytulił mnie tylko do siebie i nic nie
mówi.
Wiedziałam że to nic nie da, ale i tak
płakałam
- Ciii ...- kołysał mnie.- Mamy cały
dzień .
- Nie chce tyle
- Nic nie zrobię.
- Wiem.
I tak przesiedzieliśmy
cały dzień. Ja płakałam, on mnie tulił.
Nie mogłam się pogodzić z tym że znów mnie zostawia...
~~~*~~~~
1 lutego 2014 rok Afganistan
Kochanie... Nie wiem ile dni, ile
tygodni, ile miesięcy jeszcze będzie nas dzieliło setki kilometrów. Nie wiem
kiedy cię zobaczę. Wiem tylko, że minie prawie rok już nie długo. Ja robię się
co raz starszy..heh... dzisiaj już starszy o następny rok.
Tak bardzo mi ciebie brakuję. Chciałbym
trzymać cię w ramionach, złożyć pocałunek na twoich ustach. Chciałbym poczuć
twoje ciepło oraz to, że przy tobie mam wsparcie. Jak zawsze patrzę w księżyc i
wiem, że ty również to robisz. Nie próbuję się z tobą żegnać, ale każdy kolejny
list może być tym ostatnim.
Jest ciężko, ale wiesz o tym. Nie chcę tu
pisać o wojnie i walce, która otacza mnie dookoła. Chcę pisać o uczuciach i
pustce.
Wrócę do ciebie...
Twój Harry...
Czytając to moje serce pękało z tęsknoty.
Tak mi go brakowało, to był przynajmniej znak że jeszcze żyje....że mój Harry
do mnie wróci.
Usiadłam na łóżku wycierając łzę. Nie
wiem ile miałam jeszcze czekać. Wojna mogła trwać bardzo długo.
Złożyłam kartkę i razem z kopertą
schowałam do reszty listów od mojego żołnierza.
Zamknęłam oczy starając się zasnąć .
Myśląc o nim, wyobrażając sobie że leży
obok mnie zasnęłam.
Czekałam. Dzień za dniem czekałam. Dwa
lata. Całe dwa lata... 23 kwietnia przed domem gdzie siedziałam i sadziłam róże
ujrzałam męża .
Cała brudna z ziemi po prostu wstałam i
pobiegłam do niego rzucając się na mężczyznę.
Objął mnie i zakręcił. Torbę rzucił na
chodnik.
- Wiesz jak tęskniłem.?
- Wiesz jak tęskniłem.?
- Na pewno nie tak jak ja.
- Kocham cię - uśmiechając się co chwila
mnie całował .
Oddawałam pocałunki z coraz większym
uśmiechem na twarzy.
Staliśmy tak bardzo długo. Cieszyłam się
każdą chwilą .
- Matko jesteś tu..
- Jestem. Dla ciebie wróciłem. Dwa lata
to za dużo.
- Za dużo - potwierdziłam.
- Postarajmy się o syna.- powiedział
nagle.
- Słucham? - zdziwiłam się.
- Chcę mieć z tobą dziecko. Rodzinę .
- A jak znowu wyjedziesz? - bałam się po
prostu.
- Nie wiem. Chodź.- wziął torbę a ja
pociągnęłam go do domu.
Weszliśmy i cały czas patrzyłam na
chłopaka, byłam taka szczęśliwa.
Zdjął mundur i przebral się tylko w
spodnie. Na ramieniu miał nowy tatuaż przedstawiający napis " Caroline
forever"
- Kiedy to zrobiłeś? - byłam zszokowana.
- Ale co kochanie?-spojrzałna mnie zdezorientowany.
- Tatuaż. - wskazałam palcem miejsce
gdzie się znajdował.
- Koło roku.
Podeszłam i palcem jeździłam po
konturach.
On położył mi dłoń na.policzku i
obserwował .
- Kocham cię. Tak bardzo cię kocham - ze
szczęścia zaczęłam płakać.
Zaczął ocierać mi łzy i całował mnie
- Tak jak ja ciebie.
- Tak jak ja ciebie.
Uśmiechnęłam się , znowu do mnie wrócił.
Położył mi ręce na.biodrach i patrzył w
oczy.- Nasze dzieci nie pójdą na.wojnę. nie pozwolę .
- To samo powtarzam sobie jak wracasz, że
więcej ci nie pozwolę.
- Taka jest moja praca.- westchnął smutno
- Wiem. - przeczesałam jego włosy.
- Siwieje wiesz?- zasmial sie.
- Przesadzasz.
- Masz rację. My jesteśmy wiecznie
młodzi.- przyciągnął mnie do siebie.
- Tak mówisz? - zaśmiałam się.
- No oczywiście że tak.- cmoknął mnie w
usta. - Kocham nasz dom. Kocham ciebie.
- Pewnie dlatego wracasz.
Chciał coś powiedzieć ale do salonu
wparowal nam tata. Stanął jak wryty gdy zobaczył mojego męża.
- Tato..- powiedziałam widząc go. - Coś
się stało?
- Przyszedłem cię odwiedzić...
- Miło. - Harry podszedł do niego i się
przywitał.
- Dobrze że wreszcie wróciłeś.
Uśmiechnęłam się. Fajnie było tak na nich
patrzeć jak rozmawiali.
Osiedliśmy na sofie. Obydwoje z tatą
uważnie słuchaliśmy Harryego
Zebrało mu się na odwiedziny akurat teraz
- pomyślałam.
Dopiero wieczorem sobie poszedł i
zostaliśmy sami. Robiliśmy kolację co chwila się calujac .
- Mój tato cię uwielbia - powiedziałam
krojąc pomidory.
- Też go lubię
Popatrzyłam na niego w miną głupka.
Należało się tylko cieszyć skoro tak było.
Po kolacji zostałam porwana do łazienki.
Ukochany przygotował mi kąpiel i położył w wannie .
- To ty wróciłeś z misij, tobie się
należy odpoczynek.
- Ja wróciłem i teraz muszę zająć się
żoną .
- To chodź tu do mnie - poklepałam tafle
wody.
Pocałował mnie we włosy i rozebrał się,
aby do mnie dołączyć.
- Myślałam nad kupnem psa wiesz? - zaczęłam
temat, zawsze było by w domu głośniej, a tego mi brakowało.
- Psa? Jeśli chcesz ... Porozmawiajmy o
dziecku .
- No to słucham - wiedziałam że nie
odpuści, był uparty.
- Chcę wiedzieć co ty myślisz.
- Boję się
- Czego ?
- Harry gdyby....to ja będę musiała powiedzieć dziecku że jego
tato nie żyje, że już go nie zobaczy. - sama chyba chciałam mieć takiego
maluszka, tylko ten strach.
- Kochanie ale przecież nie będę ciągle
wyjeżdżał. Moje stanowisko nie wymaga tego. Mogę teraz już zostawać tu chyba że
będę potrzebowali wsparcie .
Oparłam się o niego głośno wypuszczając
powietrze z płuc
- Ulżyło ci?
- Zawsze zostaje ryzyko - jęknął
zrezygnowany.
Po kąpieli naga zostałam zaniesiona do
łóżka .
- Co cię tak do zostania tatusiem ciągnie?
- spytałam ciekawa.
- Starzeje się. Poza tym.naprawdę
chciałbym mieć z tobą dziecko, .malenstwo którym będziemy się opiekować i kochać
.
- Ale ty jesteś kochany - na prawdę był
uroczy
Położył się obok mnie i pocałowal moją
dłoń .
- Harry...dwa lata bez ciebie spałam...- zaczęłam.
- Tak...- zgodził się i podpierajac
się.na łokciu patrzył mi w oczy a po chwili całował .
Zaśmiałam mu się w usta i oddałam
pocałunek.
- MusZę ci coś powiedzieć. Mamy bardzo
wygodne łóżko .
- To była bardzo ważna wiadomość - udałam
poważną.
- Tak. Jak się przez dwa lata na piachu śpi to tak.- znów mnie
pocałował.
-Nie wątpię. - rękami błądziłam po jego
torsie.
- Moja królewna .- zaczął znaczyć nie
widzialną drogę ustami po mojej szyi.
Jego usta na moim ciele, to było takie
przyjemne, takie cudowne.
Bardzo mi tego brakowało. Jego bliskości
i delikatnosci .
Wzięłam jego twarz w dłonie i po raz
kolejny dzisiaj czuje pocałowałam.
- Caroline...- wymruczał w moje usta i
przesuwał dłońmi po mojej talii. Zaczął we mnie powoli wchodzić .
Moje ciało wygięło się w łuk, a ja
szeptałam jego imię.
Przyjemność zalewała mnie falami. Nie
było granic. Napawilismy się sobą. Cieszylismy tą chwilą .
Było cudownie. On przy mnie, noc była
niesamowita. Tęsknota wszystko potęgowała.
Zasnelisny dopiero nad ranem przytuleni
do siebie i szczęśliwi .
Kiedy się obudziłam Hazza jeszcze spał.
Pocałowałam go w usta i wstałam.
Ubralam się a włosy spielam. Zeszlam na
dol aby zrobić śniadanie.
Byłam taka szczęśliwa. Zrobiłam kawę i
cała aż tańczyłam.
Nikt nie mógł mi zepsuć humoru. Od
dzisiaj miałam budzić się tylko i wyłącznie przy nim.
Wszystko było już gotowe kiedy w kuchni
pojawił się Harry.
- Cześć słońce.- pocałowal mnie w usta.
- Hej.
Przytulił mnie i usiedlismy do stołu.
Wziął mnie na kolana i karmił .
- Tobie naprawdę potrzebne jest dziecko.
- Sama widzisz.
Pocałowałam go w usta dając gryza
kanapki.
Zjedliśmy śniadanie śmiejąc się. Około 12
poszlismy na długi spacer.
Szliśmy przez park i opowiadałam mu co
się dzieło podczas jego nieobecności.
On słuchał uważnie i czasem odpowiadał.-
Chcesz pójść na studia?
- Myślałam o tym. Konkretnie o
dekoratorstwie ogrodu i te sprawy.
- Myślę że to dobry pomysł. Będziesz
miała zajęcie .
- Teraz ty będziesz w domu to nie będzie
tak nudno i cicho
- Ja wiem co zrobić aby było głośno i
wesoło .
- Pies? - wiedziałam że nie o to
chodziło.
Westchnął i objął mnie ramieniem.
- Ja się po prostu boję, nie będę dobrą
matką.
- Nie mów tak. Ty będziesz wspaniałą
matką.
- Skąd to możesz wiedzieć?
-Stąd, że wiem jaka jesteś. Czuła,
delikatna, kochana
Popatrzyłam na niego i poszliśmy dalej
- W przeciwieństwie do mnie.- dodał po
chwili .
- O czym mówisz? - spytałam
zdezorientowana
- Ja taki nie jestem. Sama wiesz że
praktycznie nie mam uczuc .
- Coś ci powiem - zatrzymałam go. - Nie
wiem jak jest tam, tysiące kilometrów z tąd. Ale tu jak jesteś ze mną dopiero
wtedy czuje się bezpieczna. Twoja delikatność i troska sprawiają że jestem
pewna że byłbyś najlepszym tatusiem na świecie.
Patrzył na mnie długo nic nie mówiąc. -
Kocham cię.
- Ja ciebie też - cmoknęłam jego usta.
Objął mnie i ruszyliśmy dalej. Teraz
byłam najszczęśliwsza. Nic nie potrzebowałam. Wiedziałam, że będZie dobrze.
Musiało .
Wróciliśmy do domu, Harry poszedł coś
oglądać, a ja robiłam obiad.
Po posiłku gdy sprzątaliśmy ktoś zadzwonił
do drzwi. Mężczyzna poszedł otworzyć. Jak się okazało jego kolegom .
Wróciłam do kuchni nie chcąc przebywać z
nimi.
Ciągle się ich bałam i zdania nie
zmienilam .
Rozmawiali o czymś a ja starałam się
myśleć że w pokoju jest tylko Harry.
Wyszli dopiero wieczorem. - Nie musisz
się ich bać. - powiedział .
- Jakoś oni specjalnie chętni nie są.
- Oj przestan .
- No co?
- Musisz ich poznać.
- Nie chce -powiedziałam cicho.
- Skarbie nie bój się ich.
- Dziwisz mi się? - popatrzyłam na niego.
- Ja też cię porwalem .
- To co innego.
- Nie. Oni nic cinie zrobili.
- Nie wiesz czy tak by nie było gdyby nie
ty
- Znam ich.
- Mam uraz, nic na to nie poradzę.
- Dobrze. Nie zmuszam .
- Harry ja ich wogóle nie znam a jedynie
co mi się z nimi kolarzy to porwanie. - chciałam żeby zrozumiał.
- No dobrze.
- Dlaczego to zrobili ?- przerwałam ciszę między nami.
- Dla kasy.
- Właśnie...tylko nie przemyśleli, nie
przemyśleliście co dziewczyna którą porwiecie będzie przeżywać, nawet bez
robienia jej krzywdy.
- Ja się nad tym nie zastanawiałem. Mnie
nie obchodziły uczucia innych .
- Czas przeszły. - zaznaczyłam
- Tak. Przeszły .- westchnął.
Pocałowałam go w policzek chcą skończyć
ten temat
Usiedlismy na tarasie przytuleni i
przykryci kocem. Razem patrZyliśmy w niebo.
- Patrzyłam na niego, co noc
- Tak jak ja..
Oparłam głowę o jego ramię.
Było dobrze....
~~~~*~~~~~ Siedzieliśmy na dole, gdy usłyszałam płacz.
~~~~*~~~~~ Siedzieliśmy na dole, gdy usłyszałam płacz.
Poszłam na górę i weszłam do pokoju gdzie
było moje maleństwo. Wzięłam je na ręce i zaczęłam kołysać.
Cicho śpiewałam kołysankę ale nie
zasypiał. Zeszłam z.synkiem na dół do Harry'ego .
Usiadłam obok niego. Trzymałam go, a Hazz
zaczął do niego mówić i Sean patrzył na niego z zaciekawieniem.
Miał już pół roku. Był naszym oczkiem w
głowie. Obydwoje spełnialiśmy się jako rodzice. To bylo wspaniale uczucie .
Dałam go chłopakowi, a sama poszłam
przygotować jedzenie dla synka.
Gdy było gotowe Harry go nakarmił.
Bawiliśmy się z małym do wieczora. Później odbył kąpiel i uśpiliśmy go. Sami
zmęczeni również się położyliśmy. W nocy obudził mnie telefon męża. Zaspany
odebrał go a pp chwili w pośpiechu ubierał mundur i wyjmował bron
- Co jest? - spytałam zaspana.
- Terroryści przejęli lotnisko. Wszystkie
samolotu nie mogą wylądować bo wybuchną.
- U!To Straszne.
Schował broń. Zapiał kamizelkę i zbiegł na dol a potem pojechał do
pracy. Wszystkiego dowiadywałam się z telewizji.
Sytuacja nie była ciekawa, wszystko co
chwilę się zmieniało, bardzo się denerwowałam.
Wojsko nic nie pomogło. Kamera nagrywała
akcję przeprowadzoną przez Harryego. Wybiegł na platformę lotniska gdzie
wyłączyli prąd i pasy były nie oświetlone. Wylał benzynę w jeden szlak aby zaraz to podpalić.
Niektóre rzeczy działy się tak
szybko...kamera nie nadążała.
Ogień wybuchł dając oświetlenie
samolotowi ktory nie miał już paliwa .
Akurat w tym momencie obudził się Sean.
Szybko po niego poszłam i wróciłam przed telewizor.
Ludzie byli wyciągani z maszyny i wojsko
od razu odparowało atak wrogów którzy chcieli atakować pasażerów .
Wydawało się że wszystko już jest
opanowane, pod kontrolą.
- Nie! Greg to oto chodzi. Chcą odwrócić
naszą uwagę . Skupimy uwagę na lotnisku a oni wywioza z kraju miliardy funtów!-
usłyszałam donośny głos męża.
Sama trochę się z tym gubiłam. Mały chyba
wyczuł moje zdenerwowanie bo płakał i nie mogłam go uspokoić.
To wszystko trwało tak długo. W pewnym
momencie Harry wpadł do domu zabierając coś. Potem znów skierowal się do auta
Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć. To
była jakaś paranoja.
Ciągle słuchałam wiadomości i pilnowałam
syna.
Kilkoro z nich zostało złapanych.
Harry wrócił dopiero następnego dnia w
nocy.
Wrócił, to było najważniejsze. Wtuliłam
się z niego i tak zasnęłam.
Gdy się rano obudziłam uważnie na mnie
patrzył .
- Cześć.
- Cześć .
- Mały śpi? - spytałam
- Tak. Kamilem go Butelką
- Super, czemu tak patrzysz? - zmrużyłam
oczy.
- Ciekawe co bym zrobił gdybyś to ty była
w samolocie
- Uratował mnie albo go podpalił -
zaśmiałam się.
- Bardzo zabawne.- cmoknal mnie w usta
- Tak wiem - humor mi wrócił
- Tam było tak dużo dzieci.
- Wiem, widziałam - to by było na tyle
jeśli chodzi o dobry humor
- Ale wszystko jest dobrze. Uratowani.
- To dobrze - wstałam z łóżka.
- Może gdzieś wyjedziemy ?- przyciągnal
mnie
- Gdzie? - popatrzyłam na niego
- A gdzie chcesz?
- Z tobą wszędzie.
- Kocham cię słońce .
- Ja ciebie też, a teraz możesz mnie
puścić.
- Nie.- położył mnie na sobie i
pocałowal.
- Puść wariacie.
- Nie puszczę.- cmoknal moją szyję.
- Musiałeś już odzyskać siły?
- Aaa co?
- Bo nie daje rady się uwolnić.
- Trudno.- zasmial się.
Przestałam się wiercić i spróbowałam na
niego groźnie popatrzeć
- Nie..Caroline ..nie..-
pokrecil
głową rozbawiony .
- Spadaj - wystawiłam mu język.
Położyłam głowę na jego klatce a on
pocałował mnie we włosy.
Podparłam się na rękach i sięgnęłam jego
ust
Obdarował mnie pocałunkiem który oddałam.
Chwilę tak polezeliśmy a potem cały dzień spędziliśmy z naszym synem.
~~~~*~~~~~~
Wróciłam z dekoratorni do domu i już od holu słyszałam podniesiony głos
Harry'ego. Przed nim stał 16- latek i posłusznie słuchał.
- Mnie to nie obchodzi Sean. Zmien
poglądy i ambicję a o tym zapomnij!
- Co się stało? - chłopcy często się
kłócili
- Nic się nie stało. Ta dyskusja jest
skończona. Czy ty zrozumiałeś co powiedziałem?
- Nie, to nie fair. Będę dorosły i sam
podejmę decyzję.
- Nie. Cholera.- złapał go za ramię.- Nie
pójdziesz do wojska.
Usiadłam na kanapie. Byłam w szoku.
Harry zacisnął zęby i mierzył syna
wzrokiem.- Nie wiesz jak to jest. Nie wiesz przez co przechodzisz.
- Nie jestem głupi, wiem na co się
decyduje. - błagam niech powie od to żart
- Nie kurwa nie wiesz!- krzyknął.
Zmierzył go wzrokiem i po prostu wyszedł.
Złapałam się za głowę. On nie mógł iść do
wojska.
- Wybij mu to z głowy, musisz.
- Próbuje ale do idioty nie dociera. Sean
chodź tu!- krzyknął i zdjął koszulę czego nigdy nie robił przy nim.
Nie schodził więc po niego poszłam bo
Harry był zdenerwowany. Weszłam do jego pokoju, ale go nie było musiał wyjść
balkonem, często to robił.
Westchnelan tylko. Czekaliśmy na niego
ale pojawił się dopiero wieczorem.
Był zły, jak ojciec nic do niego nie
dochodziło.
- Chodź tu.- pociągnął go na kanapę i
wskazał na swoje ciało.- wiesz co to jest? To jest 54 kule, 27 ciosów nożem i
podpalenie żywym ogniem. To jest wojsko .
Chłopak był zdziwiony i bacznie patrzył
na tors ojca.
- Ale żyjesz.
- Cudem. A tobie moze się przydarzyć to
samo.
- Nie chce być tchórzem, chce być taki
jak ty - te słowa mnie przerażały ale były takie cudowne.
- Synu. - zmienił ton i kucnął przy nim.-
Możesz być bohaterem w inny sposób. Możesz ratować ludzi. Być lekarzem.
- W życiu.
- Błagam nie idź moimi śladami.
Wyszłam z tamtąd. To była rozmowa miedź
nimi. Ojciec z synem.
stamtąd
Usiadłam w kuchni pijąc herbatę. Liczyłam
na to, że Sean nas zrozumie.
Długo rozmawiali, a ja po prostu
czekałam.
W końcu Harry wszedł do kuchni.
- I co?
-
Nie wiem jaka jest jego ostateczna decyzja..
- Może odpuści....
- Może. - usiadł obok mnie i wziął za
rękę, którą ucałował.
- Oby. Moje nerwy już tego nie
wytrzymają.
- A własnie, bo ...- zaczął niepewnie.
- Co? - byłam bliska zabicia go teraz
- Musze jechać.
- Musisz?
- Tak. Nie wiem na ile. To wojna.
- Harry....- zaczęłam zrezygnowana.
- Nic nie zrobię.
-Miałeś zostać ze mną.
- Ale muszę jechać. Potrzebują mojej
armii.
- Sean na pewno zmieni zdanie. -
powiedziałam do siebie.
- Chodź. - wziąl mnie do salonu do syna.
- Sean masz się opiekowac mamą.
- Wyjeżdżasz? - spytał
- Tak.
- Ok - na prawdę był dojrzały. Wiedział
kiedy jak się zachować
Harry puścił mnie i poszedł na górę.
Sama poszłam do łazienki sie wypłakać. W
domu była straszna atmosfera.
Chyba sobie z tym wszystkim nie radziłam.
Świadomość że znowu jedzie i nie wiadomo
kiedy wróci.
Było źle i będzie co raz gorzej. Nie wiem
jak dam radę. Wyszłam z łazienki ocierając łzy. Harry żegnał się z Sean'em.
Znowu się rozpłakałam. Byli tak podobni
do siebie.
- Kochanie... - podszedł do mnie i
przytulił.
- Wróć szybko.
- Postaram się. Kocham was. - ucalował
mnie. Przytulił Seana i wyszedł.
- Błagam cię nie rób mi tego samego -
zwróciłam się do syna.
- Ale ja chce być taki jak on.
- Sean, ale tata ma rację. Sam wiesz jak
będziesz się teraz o niego martwić.
- Tak ale to bohater narodowy.-
powiedział z uznaniem .
- Sława? To cię kręci?
- Nie! To co robi dla ludzi. To że broni
obywatelow.
- To już wolę strażaka
- Przecież tata zawsze do ciebie wracać.
Wraca .
- Wiem - odpowiedziałam mu cicho.
Usiedliśmy na sofie przytuleni do siebie.
Miałam chociaż jednego ...do czasu ~~~~*~~~~~
Sean chwycił do ręki kopertę rozrywając papier. List był od Harry'ego do niego. Przeczytał go a później oddał mi.
Sean chwycił do ręki kopertę rozrywając papier. List był od Harry'ego do niego. Przeczytał go a później oddał mi.
Sean... Skończyłes już 17 lat. Wiem, że
tego dnia nie mogłem być z tobą . Jestem tu gdzie jest co raz gorzej. Wiesz, że
jestem przeciwny temu abyś szedł w moim kierunku ale...Jesteś mi potrzebny.
Spakuj swoje rzeczy i dnia 20 lipca około godziny 5 rano zostanie podstawiony
wojskowy samochód. Wsiądziesz do niego a później zobaczymy się na miejscu.
Twój tato ...
Byłam przerażona i wściekła. Prosił go żeby
przyjechał, jak mógł? Popatrzyłam na
syna z nadzieją.
- Mamo wiesz co tata myśli o tym abym
poszedł do wojska ale widzisz że to coś poważnego. Nikt nie zna tylu rzeczy
jakich on sam mnie.nauczył .
Usiadłam na kanapie chowając głowę między
kolana, wiedziałam o tym aż za dobrze.
Delikatnie mnie przytulil. 20 lipca był
jutro.
Nawet nie wiem kiedy zrobiło się późno i
zasnełam.
- Mamo, mamo ...- usłyszałam cichy szept.
Usiadłam patrząc na chłopaka
- muszę iść...
Dotarły do mnie jego słowa. Słowa
oznaczające pożegnanie.
- Kocham cię.- pocałował mnie w policzek.
Po chwili już go nie było
Byłam sama. Zostałam tu kiedy oni tam
walczyli o swoje życie. Dwie najważniejsze dla mnie osoby.
Na dodatek nie mogłam nic zrobić, a
świadomość tego że mogę ich stracić wszystko pogarszała. Każdy dzień, tydzień i
miesiąc liczyłam. Czekałam aż wrócą. Tylko to mogłam robić. Co prawda
dostawałam listy ale było one rzadko.
Po za tym skąd mogłam mieć pewność że
kiedy je czytałam oni jeszcze żyli.
Siedziałam na tarasie próbując skupić się
na pracy kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi
Szybko wstałam idąc do przedpokoju.
W drzwiach stał Sean. Od razu się
uśmiechnęłam. Był tu.
Podeszłam do niego bez słowa i
przytuliłam.
- Mamo.- wychrypial. Coś było nie tak.
Odsunęłam się zdziwiona i czekałam.
- Nie zapytasz gdzie tata?- spojrzał na
swoje buty
- Nie mógł jeszcze wrócić, ale skoro ty
jesteś to znaczy że już się uspokoiło. - jego zachowanie mnie niepokoiło.
Pociągnął mnie do salonu. Stanął przede
mną patrząc smutno. Z kieszeni munduru wyjął coś. Coś czym był
nieśmiertelnik...Otworzył moją dłoń i położył go na niej.
- Nie....- nie wierzyłam
- On...ja nie mogłem nic zrobić.-
po.policzkach chłopaka płynęły łzy.
Wtuliłam się w niego. Miał wrócić, zawsze
wracał, a teraz mnie zostawił, nas oboje.
- Przepraszam. Umarł mi na rękach ...
- To nie twoja wina. Cicho... -
uspokajałam go sama płacząc.
- Nie mogłem zabrać jego ciała. Został
tam.- mocniej płakał. Oboje. Staliśmy i zalewaliśmy się łzami. - Będę walczył
za niego.
- Nie! Nie pozwalam ci! - byłam martwa
- Muszę. - przytulił mnie bardziej - Dla
niego.
Płakałam nie mogąc się uspokoić. Nie
poradzę sobie bez niego.
Przyszedł ten dzień ... Zostaliśmy we
dwójkę.
~~~~*~~~~ Rok. Cały rok układałam sobie wszystko w głowie. Pogodziłam się ze śmiercią męża. Pogodziłam się z tym że go już nie ma. Wróciłam późno z pracy. Syn już spał a ja poszłam się wykąpać. Od razu potem zasnęłam. Promienie słońca spowodowały zw zaczęłam się przebudzać. Ktoś mnie obejmował
~~~~*~~~~ Rok. Cały rok układałam sobie wszystko w głowie. Pogodziłam się ze śmiercią męża. Pogodziłam się z tym że go już nie ma. Wróciłam późno z pracy. Syn już spał a ja poszłam się wykąpać. Od razu potem zasnęłam. Promienie słońca spowodowały zw zaczęłam się przebudzać. Ktoś mnie obejmował
Uśmiechnęłam się widząc te zielone oczy
wiedziałam że to sen, a mimo to cieszyłam się, nie chciałam się budzić.
Mężczyzna uniósł rękę głaszcząc moje
włosy
.- Ile ja jeszcze razy będę wracał kochanie .- zaśmiał się a ja wciąż miałam wrażenie że śnie.
.- Ile ja jeszcze razy będę wracał kochanie .- zaśmiał się a ja wciąż miałam wrażenie że śnie.
-Najlepiej po prostu mnie nie zostawiaj.
- uśmiechnął się i razem z snem uciekł. Wstałam ocierając łzy i podeszłam do
okna patrząc na widoczny jeszcze księżyc. Przypomniały mi się jego słowa, a
zaraz potem jego pogrzeb. Był taki uroczysty, zasłużony.
Jego ciało zostało sprowadzone do Anglii.
Został mu oddany hołd.
Robiło się już jasno więc weszłam na dół.
- Mamo, pozwolisz mi? - Sean spytał po
raz setny przy śniadaniu.
- Mam na to jakiś wpływ? - byłam
załamana.
- Po prostu wiem, że robię dobrze.
- A ja się boję. Tylko ty mi zostałeś
- Wiem mamo. - westchnął. - Może... może
znajdziesz sobie kogoś?
Uśmiechnęłam się.
- Nie sądzę Sean. - ja byłam tego pewna.
- Dlaczego? nie jedyna miłość.
- Jedz. - usiadłam na przeciwko niego. To
było niemożliwe. Nikt nie zastąpi mi Harrego.
- Kiedyś się z nim spotkam. - powiedział.
- I pogadamy sobie. Dlaczego nas zostawił
- Wcześniej ja mu na kopie.
Zaśmialiśmy się jedząc śniadanie.
Sean pomimo moich próśb wstąpił do wojska
i dzielnie idzie w ślady ojca. Choć każdego dnia żyje strachem to jestem dumna
i wiem że On też jest.