16 marca 2014

Everything

Wróciłam z zajęć z uczelni wykończona. Weszłam do domu i zdjęłam buty.Ledwo żywa przeszłam do kuchni napić się wody. Harry siedział przy wyspie trzymając w ręce list.
- Coś ważnego? - wzięłam do ręki szklankę
- Powołanie do wojska.
Naczynie wypadło mi z ręki i rozbiło się o podłogę. Spojrzał na mnie i w jednej chwili znalazł się obok. Ukucnął zbierając szkło .
- To znaczy że znowu wyjedziesz?
- Tak. Muszę. Zabierają mnie na misję .
- Nie. Błagam nie..
Stanął przede mną zamykając w swoich ramionach.
- Proszę...zrób coś.
- Kochanie nie mogę. Ale ja do ciebie wrócę .
- A jak nie? Jak znowu...o boże. - płakałam.
- Ciii ...Dam radę. Wrócę ale jeśli nie... chcę ...chcę abyś została moją żoną.
Popatrzyłam na niego.
- Nie. Dopiero jak wrócisz, inaczej nie. Masz wrócić, do mnie.
- Wrócę do ciebie przecież wiesz. Nie będzie już bolało.- głaskał mnie po policzku .
- Nie przeżyje. - powiedziałam cicho
- Będzie dobrze. Spędzisz ze mną jutrzejszy dzień?
Pokiwałam twierdząco głową mocno się w niego wtulając
Objął mnie tak jakby już nigdy nie chciał puścić. 
- Kocham cię i wrócę. Pamiętaj. Wieczorem gdy spojrzysz na księżyc ja również będę w niego patrzył .
Kolejny atak płaczu. Nie umiałam się uspokoić. Nie chciałam żeby mnie zostawiał, żeby znowu cierpiał .
Bałam się o niego tak bardzo. Nie mogłam go stracić. Całą noc spędziłam przy jego torsie płacząc i wtulając się jeszcze bardziej. Gdy zasnęliśmy przebudzil nie Harry który niespokojnie się wiercil, głęboko oddychać i krzyczał przez sen. Usiadłam próbując go obudzić. Wiedziałam dlaczego tak się dzieje. On sam się bał, po prostu robił wszystko bym tego nie widziała.
- Boże nie!- krzyknął i podniósł się na rękach. Bardzo ciężko oddychał .
- Spokojnie, to tylko sen. Jestem dobrze, jestem obok. - ledwo powstrzymywałam się od płaczu.Objął mnie sam się przytulając. Musiał się uspokoić .
- Nie pozwolisz zrobić sobie krzywdy, obiecaj.
- Nie pozwolę - wydyszał.- Będziesz czekać?
- Codziennie.
- Kocham cię.- przyłożył głowę do mojego serca .
Zaczęłam ocierać spływające łzy. Głaskałam go po włosach aż znowu zasnął. Do rana było już spokojnie. Wstaliśmy razem i zjedlisny śniadanie. Harry nie odstępował mnie o krok.
Nie chciałam przepłakać ostatniego dnia przed jego wyjazdem
Wyszliśmy na spacer. Spacerowaliśmy trzymając się za ręce. Dostałam czerwoną róże i calusa .
Był taki kochany. Rozmawialiśmy na normalne, naturalne tematy.
Zaprosił mnie na obiad. Ten dzień był wspaniały. Zapomnieliśmy o wszystkim .
Był już wieczór. Tak bardzo nie chciałam jego nadejścia. Strach powoli wracał.
Harry wszedł na górę siadając w sypialni na łóżku. W ręku miał nieśmiertelnik a obok niego leżał mundur .
- Nie jedź, zrób coś.
- Nie mogę.- westchnął.- Mam służbę.- przejechał dłonią po materiale.- jak się obudzisz rano już mnie.nie będzie.
- To nie zasne. - powiedziałam od razu.
- śpij. Ja też będę spał.
- Nie zasne - powtórzyłam.
Wziął mnie na swoje kolana 
.- CZym sobie zasłużyłem na ciebie ?
- Żartujesz? Przy tobie jestem nikim. Przy tobie zobaczyłam jaka jestem uboga, o tu - stuknęłam w miejsce gdzie rzekomo powinno być serce.
- Nie mów tak. Masz to co najwspanialsze, to co powoduje że się uśmiecham, to co powoduje że żyję i chcę żyć.
- To wróć do mnie. - prosiłam jak tylko umiałam.
- Wrócę.- całował moje policzki, usta. Wziął moje dłonie w swoje i  ucałował każdą kostkę .
- Kocham cię. Ja cię na prawdę kocham.
Uśmiechnął się i mnie przytulil. Razem byliśmy wieczni. Razem bezpieczni. Nic więcej nie potrzebowałam.- I że cię nie opuszczę aż do śmierci...
Zatkałam mu usta dłonią.
- Obiecuje że jak wrócisz powiem ci przed ołtarzem najpiękniejszą przysięgę na świecie. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Obiecuję że wrócę.- przysięgał. Położyliśmy się ostrożnie na łóżku. Ja z głową na jego torsie. On mnie glaskał po plecach. Całą noc słuchałam bicia serca chłopaka. O godzinie 6 wstał i ubrał na siebie mundur.
Docierało do mnie że to już. Powoli ból był coraz większy.
Wziął czarno- zieloną torbę i przerzucił ją przez ramię. Wyszliśmy przed dom gdzie podjechał autokar razem z resztą armii. No nie całej. Harry odwrócił się do mnie i puścił moją rękę.
- Nie, nie, nie, nie....
Wziął moją twarz w dłonie patrząc smutno w oczy. Złożył na moich ustach pocałunek i po chwili już go nie było. Odjechał.
Stałam w tym samym miejscu sama nie wiem ile. W miejsce gdzie widziałam go ostatni raz.
~~~*~~~~
Każdy dzień to był strach. Co dzień bałam się i modliłam. Bywało tak że nie dostawałam żadnej wiadomości czy wszystko jest dobrze, ale gdy tylko mógł wysyłał mi listy. Wieczorem stawałam w oknie wierząc w to że obydwoje patrzymy na ten sam księżyc.
Miałam wrażenie że jestem wtedy bliżej niego. Dni mijały jeden za drugim. Dla mnie w ogóle się od siebie nie różniły. Były tak samo straszne.
Pewnego dnia jak zwykle przyszedł listonosz.
Wśród rachunków była ta jedyna ważna dla mnie koperta.
Od razu otworzyłam list. Tym razem nie był on od Harry'ego. Z wojska ale nie od niego. Nie było żadnej kartki...na dłoń wypadł mi jego nieśmiertelnik. To mogło znaczyć tylko jedno.
- Obiecałeś...- to był dla mnie koniec. Mnie już nie było, w dłoni zaciskałam jego własność.
Łzy płynęły strumieniami. Nie miałam na nic siły. Wzięłam telefon i drżącą dłonią wybrałam numer do dowódcy. Dowiedziałam się tylko że został uznany za zaginionego. Nie znaleźli jego ciała tylko to.
Nie wiem co byłoby gorsze. Jego śmierć czy świadomość że nikt nie wie jest i czy żyje, co się z nim dzieje.
Upadłam na podłogę. Czułam się jakby zabrali mi powietrze. Straciłam grunt pod nogami. Straciłam wszystko
Po jakimś czasie nawet łzy się skończyły. Siedziałam i miałam wrażenie że sama umieram.
Mój Harry. Mój biedny Harry. Te szansę są bardzo małe. On był słaby jak i fizycznie tak i psychicznie .
Nawet jeśli przeżył i go złapali to przecież nie poradzi sobie, nie drugi raz
To jakiś koszmar. Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie może odmienić taki ktoś jak Harry Styles ale je odmienił i dlatego nie mogę go stracić.
Po prostu bez niego nie jestem w stanie funkcjonować.
Każdego dnia traciłam nadzieję a cząstka mnie umierała.
Czy myślałam o zabiciu się? Jasne, wiele razy, tylko ta niewielka, głupia nadzieja mi na to nie pozwalała.
Żyłam na lekach uspokajających. Miesiącami zamykałam się w sypialni przy jego poduszce z nieśmiertelnikiem w dłoni i błagałam aby wrócił.
Tylko że on uparcie mnie nie słuchał. W domu zostało tylko kilka szklanych rzecz, reszta nie wytrzymałam moich nerwów
Sąd po 5 miesiącach stwierdził zgon. Oficjalnie Harry Styles nie żył.
Jako że był żołnierzem i to zasłużonym oddali mu odpowiedni hołd. Miał do mnie wrócić, obiecywał.
~~~*~~~ 
Siedziałam na kanapie trzymając zdjęcie ukochanego. Łzy spływały po moich policzkach. Usłyszałam otwieranie drzwi .myślałam że to tata.
Odkąd Harrego nie ma często mnie odwiedzał, wiedziałam że po prostu sprawdzał czy nic sobie nie zrobiłam. Poszłam otworzyć drzwi.
Stanęłam w holu. O ścianę opierał się Harry ... Ciężko dyszał z zamkniętymi oczami.
 Jak? - nie mogłam się ruszyć. Moje serce było za małe na tak wielką dawkę radości.
- Cześć kochanie.- wychrypiał.
- Przecież ty nie żyjesz - śmiałam się, a w oczach pojawiły się łzy.
- Obiecałem ci coś pamiętasz?- spojrzał na mnie. Ledwo trzymał się na nogach .
Nie myślałam o tym specjalnie, po prostu podbiegłam do niego i się na niego rzuciłam. Nie wytrzymałam.
Upadliśmy na podłogę. Jęknął, ale mnie objął i delikatnie przytulił.
- Przepraszam...albo nie. Nie, nie przepraszam. Matko, ty tu jesteś.
- Jestem...I będę. Trochę mi czasu zajął powrót do ciebie ale obiecałem
W tej chwili się obudziłam. To był sen, jedynie piękny sen, mój Harry wcale nie wrócił.
Byłam zła. Chciałam aby to była prawda .
Ze złości i żalu znowu zaczęłam płakać. Tej nocy nie dałam rady już zasnąć.
Któregoś dna w końcu postanowiłam wyjść. Chociażby na spacer .
Ludzie którzy wiedzieli że byłam z Harrym posyłali mi ciepłe, ale smutne spojrzenia, ignorowałam ich.
On powinien iść obok.przy mnie. Nigdy nie odwiedzę jego grobu. Nie wiem co się stało z jego ciałem
Wyjęłam z kieszeni nieśmiertelnik i przewracałam go w dłoniach.
Podniosłam głowę. Robi się co raz ciekawiej... Oprócz snów mam też zwidy. Szedł w moją stronę w przetartej białej koszulce i spodniach od munduru. Podpierał się o drzewa. Ludzie też patrzyli w tym kierunku .Nie wierzyłam, nie chciałam znowu czuć tego strasznego rozczarowania. Ze łzami w oczach powoli do niego podeszłam. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam jego policzka. Był tu, mogłam go dotknąć, poczuć.
- Czekałaś?- teraz też wychrypiał .
- Codziennie - powiedziałam jak wtedy.
- Jestem kochanie. Wróciłem.- przytulił mnie do swojej klatki .
Zaczęłam niepohamowanie płakać. Pierwszy raz od tyłu miesięcy że szczęścia.
On się cicho śmiał. Ludzie dookoła bili brawo.
On przeżył. Powoli kleknął całując moją dłoń.
- Czekałem tylko aż będę mógł to zrobić.
 Patrzyłam na niego wielkimi oczami na prawdę chciał to zrobić.
Oddychał głęboko. Był słaby ale się uśmiechnął. 
- Ja ... czy dasz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać moją żoną ?
- Tak, tak, tak - wstał, a ja go pocałowałam.
- Wybacz szedłem przez jakąś dżunglę potem pustynie. Jubilera nie znalazłem.- zasmial się.
- Głupi jesteś. - zaśmiałam się.
Delikatnie się odsunął prawie upadając na ziemię.
- Um....dobra, ok czekaj już dzwonię po pogotowie. - było ciężko bo łzy zasłaniały mi obraz ale w końcu się udało.
- Jest dobrze. Człowiek tarcza czy co?- zacytował mnie.
- Siedz cicho, jesteś zmęczony i słaby - co chwila moje usta lądowały na jego w krótkich pocałunkach.
- Jestem brudny. Nie całuj mnie.- zaśmiał się słabo oddając wszystkie pocałunki .
- Mówiłam cicho. - znowu go pocałowałam. Potem przyjechała karetka.
Pojechaliśmy do szpitala. Podłączyli go do kroplówek .
Był serio wykończony. Zasnął prawie od razu a ja siedziałam i na niego patrzyłam
Na moich ustach ciągle widniał uśmiech. Najważniejsze że tu był. Znów przy mnie
Był najważniejszy. Tak cudownie wyglądał, spokojnie.
Świadomość że mógł naprawdę do mnie nie wrócić powodowała przechodzące dreszcze. Teraz już musiało być dobrze. Nie ważne jk nie ważne gdzie najważniejsze razem.
Wyszłam z sali i skierowałam się do lekarza prowadzącego. Chciałam dowiedzieć się jak z nim jest.
Znalazłam go na korytarzu. Obrócił się do mnie od razu.
- Po pierwsze to gratuluję. Jednak pan Styles to żołnierz z żelaza.
- Tak. Panie doktorze ale co z nim?
- jest odwodniony i osłabiony. Wszystko będzie dobrze. Ktoś mu musiał pomagać przez ten czas. Nie przeżył by. Urząd oraz wojsko zostało już zawiadomione że można anulować akt zgonu .
- Dobrze, bardzo dziękuję.
- Nie ma za co. Duma kraju.- uśmiechnął się i odszedł.
W duchu krzyczałam i skakałam z radości.
Byłam tak szczęśliwa że nie mogłam tego opisać. Nic więcej nie potrzebowałam. Wyjdzie stąd i wrócimy do domu.
Poszłam kupić sobie kawę i wróciłam do sali gdzie leżał mój bohater.
Przebudził się około godziny 18. Otworzył oczy patrząc chwilę w okno po czym spojrzał na mnie.
- Lepiej trochę?
- Chyba tak. - uśmiechnął się wyciągając do mnie rękę.
Wzięłam ją i otuliłam swoimi dłońmi.
- Musisz wrócić do domu i w końcu się wyspać.
- Nie chce.
- Musisz. Widzę że jesteś wykończona.
- Wypiłam kawę, jest ok.
- Proszę. Pójdź i odpocznij.
- Chce zostać tutaj.
Westchnął tylko i mocniej uścisnął moją dłoń.
Uśmiechnęłam się do niego na ten gest.
- Było ciężko. - zaczął.- Na początku walczyliśmy z wrogiem czyli Syria, a później zostałem wysłany gdzieś dalej z chłopakami. mieliśmy obserwować teren, ale w pobliżu wybuchła bomba...
- Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz. - pogłaskałam go po policzku.
- Chcę, żebyś wiedziała co się stało. Dlaczego nie wracałem.- wtulił się w moją dłoń.
- Wiem że nie mogłeś
- Bałem się, że coś sobie zrobisz. Wiem, że jesteś silna, ale mimo wszystko każdego dnia się bałem.
- Byłam tego bliska i na pewno tak by się stało gdyby twoja śmierć była pewna.
- przecież uznali mnie za zmarłego. Nie zwątpiłaś. ..
- Nie znaleźli ciała...nadzieja nie pozwalała mi ze sobą skończyć, żyłam nią.
- Jesteś aniołem. Pewnej nocy nie miałem już.sił iść dalej...chciałem się poddać. Wiem pomyślisz że zwariowałem lub też zmyślam ale ja usłyszałem twój głos . Tu w sercu. W sercu słyszałem że mam iść,.mam iść do ciebie.
- Co chwila mówiłam że masz do mnie wrócić.
- Sama widzisz. Słyszałem to.
Delikatnie pocałowałam jego wargi.
- Śpij.
- Pójdziesz do domu?
- Nie, ale ty odpoczywaj
- Kochanie.- jęknął.
- No co?
- Też musisz odpoczywać.
- Jest ok
Podniósł się i ucałował moją rękę później znów się położył i Zamknął oczy.
Patrzyłam jak spokojnie oddycha. Po chwili wiedziałam że po prostu zasnął.
Zostałam z nim całą noc. Nie miałam zamiaru wracać. Chciałam być blisko.
Patrzeć na niego i słyszeć jego oddech.
W pewnej chwili przysnęłam na fotelu. Rano wcale nie byłam jakaś obolała. Być może nawet o tym nie myślałam.
Harry jeszcze spał, był na prawdę wykończony. Pocałowałam go w czoło i poszłam po kawę
Na korytarzu spotkałam lekarza. Przekazał mi wyniki badań. Jak on stąd wyjdzie to jedynie o kulach na razie. Jest za słaby i wycieńczony .
Z resztą ja mu nawet z łóżka nie pozwolę wyjść. Będzie leżał i zdrowiał.
Gdy szlam do sali wpadli chłopaki z wojska. Widząc mnie zapytało gdzie leży  Harry . Rozpoznałam tych 4 co mnie porywali .
Z gulą w gardle podałam odpowiedni numer. Ich się bałam.
Oprócz nich było jeszcze paru innych mężczyzn w mundurach oraz.dowódca .
Nie chciałam tam teraz wchodzić. Nie chciałam przeszkadzać. Usiadłam na krześle na korytarzu i piłam gorący napój.
Po jakimś czasie weszły pielęgniarki i zarządziły że Harry musi odpocząć. Tamci wyszli one same jakoś nie mogły ...
Kiedy przestałam myśleć o chłopakach z porwania postanowiłam zobaczyć w czym tak długo te panie pomagały mojemu chłopakowi.
Weszłam do środka widząc jak na siłę starają się przypodobać. Harry nigdy nie rozmawiał z innymi więc jego wyraz twarzy mnie nie zaskoczył.
- Przepraszam mogę zostać z nim sama? - spytałam przesłodzonym głosem
- Ah ... tak, tak. Proszę - nieszczęśliwe opuściły salę.
- Przyszli cię odwiedzić? - usiadłam na swoje miejsce
- Tak.- mruknął.- Wszystko dobrze?
- Tak, dlaczego miałoby nie?
- Bo tu spałaś. Chodziło oto czy cię nic nie boli skarbie .
- Nie. Wszystko jest dobrze, a ty jak się czujesz?
- Tak dziwnie. Jakby ktoś oddał mi powietrze.
- To chyba dobrze. - zaśmiałam się.
- Kocham cię.
- Wiem. -nachyliłam się go cmoknęłam jego usta.
 Oddał pocałunek.
-Kiedy mogę wyjść?
- Harry jesteś jeszcze słaby..- tłumaczyłam.
- Ale nic mnie nie boli.
- Wiesz ile leków przeciwbólowych ci dali? Jeszcze trochę kochanie...
Westchnął ciężko.
- Chcę z tobą do domu.
- Ja jestem tu.
- Skarbie proszę idź dzisiaj do domu.
-Już masz mnie dość?
- Oczywiście, że nie. - starał się usiąść.
- Może lepiej leż?
- Mnie i tak nie boli. - posłała mi jedno spojrzenie. - Obiecaj mi coś.
posłał
- Co takiego?
 -Cokolwiek się stanie nie zrobisz nic głupiego.
- O czym ty mówisz? - trochę się przestraszyłam.
- Po prostu nie rób nic głupiego.
- Harry przestań...
- Nie. Zrozum, że może się coś stać, coś czego nie przewidzimy, ale ty nie możesz zakończyć przez to wszystkiego. Nie możesz się zabić.
- Nie- odpowiedziałam prosto.
- Co nie?
- Nie dam rady bez ciebie.
- Dasz radę. - splótł nasze palce. - Dasz i nie możesz się poddać.
- Żyjesz więc skończmy o tym gadać.
- Ale jeszcze nie raz wyjadę.
- Dwa razy oficjalnie byłeś już martwy, nie powinni cię odwołać czy coś takiego - zaczęłam panikować.
- Wierzą w to, że mimo martwy to żyję.
- Ciekawe czy byli by tacy mądrzy gdyby chodziło o kogoś z ich rodziny?- , powiedziałam zła.
Usiadłam na łóżku obok niego i się przytuliłam.
- Nie zostawiaj mnie - szepnęłam.
- Nie zostawiam.
- Kocham cię
- Ja ciebie również.
Przesiedziałam z nim cały dzień. Ciągle rozmawialiśmy. Nie wyszłam nawet na moment. Dopiero gdy zmęczony usnął postanowiłam spełnić jego prośbę i wrócić do domu. Tam przytulona jak zawsze do poduszki Harry'ego zasnęłam.
~*~
 - Za zasługi dla kraju jakimi się wykazałeś nagradzam cie Krzyżem Wiktorii.
Stałam patrząc na to wszystko. Był taki niesamowity. Tyle zrobił.
Królowa wpięła mu krzyż tam gdzie serce. Coś powiedziała, ale nie słuchałam. Patrzyłam tylko na niego. Gdy ceremonia się skończyła wzięłam go pod rękę, drugą opierał się o kule
- Wszystko ok? - ostatnio byłam przewrażliwiona.
- Tak kochanie. - pocałował mnie w skroń.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się.
- wracamy?
- Tak. - po godzinie byliśmy już w naszym domu.
Harry poszedł zdjąć mundur i wrócił do mnie już przebrany. Usiedliśmy na sofie obok siebie. Wziął delikatnie moją dłoń, ucałował ją i nasunął pierścionek z białego złota
Nic nie powiedziałam, nie byłam w stanie. Popatrzyłam na chłopaka i po prostu go pocałowałam.
Oddał pocałunek głaszcząc mój policzek.
- Dziękuję - minimalnie się od niego odsunęłam.
- Nie masz za co najdroższa. - jeszcze raz ucałował moją dłoń.
- Zmęczony? - spytałam
- Trochę. Myślę, że takie rozdawanie nagród to nie dla mnie.
- Jesteś bohaterem.
- Nie jestem.
- Dla mnie największym - jeszcze raz go pocałowałam - Połóż się, musisz odpoczywać.
- A ty jesteś największą nadopiekuńczą dziewczyną.
- Ej, martwię się
- Przecież nic mi nie jest.- posłał mi uśmiech.
- Wcale nie, nie jesteś jeszcze w pełni zdrowy.
Położył głowę na poduszce i ciężko westchnął.
- Co? Idź spać.
- Okrutna jesteś. - szepnął i po chwili zasnął.
Przykryłam go i poszłam się umyć.
Wieczorem poszłam do kuchni. Zapaliłam światło i zaczęłam robić kolację.
Myślałam o tym co mówił mi wtedy Harry w szpitalu.
Nie chciałam, aby znowu wyjeżdżał. Ja umrę z nerwów.
To nie po prostu zabijało od środka.
- Skarbie... - usłyszałam. 25-latek stał w progu kuchni lekko rozkojarzony.
- Hej, coś się stało? - wróciłam do przerwanego zajęcia.
- Koszmar.
- Przykro mi - było mi go strasznie szkoda.
- w porządku. - podszedł do mnie i przytulił.
- Zrobiłam zapiekankę, może być?
- Tak. Oczywiście
- Siadaj już nakładam
Usiadł przy wyspie, a ja podałam nam kolacje.
- Wyspałeś się? - popatrzyłam na niego.
- Jak mam koszmary to raczej się nie wysypiam.
- No tak, mój błąd sorry. Za chwilę znowu się położysz, jest późno
- Dobrze kochanie.
- Posłuszny żołnierz i to mi się podoba - wskazałam na niego widelcem i posłałam w powietrzu buziaka.
Zaśmiał się.
- Ale ja to musze jeść?
- Tak, zdecydowanie. Chyba że nie smakuje.
- Smakuję. - mruknął pod nosem
- Jak nie zjesz to uznam że nie
- Kiedy ja nie lubię jeść.
- Mam cię karmić? - spytałam zdolna to zrobić jakby dalej mnie wkurzał
- Możesz odpuścić? Ja naprawdę nie potrzebuję jedzenia... Caroline wiesz, że może czy twój tata nadal jest zly?
Wstałam i stanęłam obok niego biorąc od niego widelec.
- Zły? - zaczęłam go karmić.
- Zły. Daj to zjem sam.
- Całe - zaznaczyłam. - Co masz na myśli ?
- Porwanie.
- Myślę że nie, na początku też chyba bardziej wkurzyło go to że mu po prostu nie powiedziałam.
- Rozumiem. - jadł kolację. Ja również zjadłam i posprzątałam.
Napiłam się soku biorąc coś przeciwbólowego , bo miałam wrażenie że zaraz moja głowa wybuchnie
Gdy chłopak się położył ja zrobiłam to samo. Musiałam odpocząć.
Przytuliłam się ciesząc jego obecnością i tak zasnełam.
Wracaliśmy właśnie od mojego taty. Szliśmy spacerem przez park. Ja trzymałam rękę Harry'ego i wtulałam w jego ramię.
Widoki były piękne bo słońce właśnie zachodziło. To była taka cudowna chwila.
- Styles! - usłyszeliśmy za sobą.
Odwróciłam się zaraz za chłopakiem, nie puszczając jego ręki.
Przed nami szedł jakiś mężczyzna. Mniej więcej w wieku Harry'ego.
- Jak widać ostatnio cię nie zabija nic.
- Jak widzisz. - odezwał się Harry.
- To uważaj, żeby koledzy twoi nie wrócili. - wyjął ręce z kieszeni. - Bo wiemy jak to się skończy. Najlepiej jakbyście się stąd wyprowadzili.
- O czym on mówi? - spytałam chłopaka
Narzeczony patrzył przed siebie.
- O ludziach, którzy zrobili mi to.
- Przecież oni są daleko.
- Ale wrócą. - odparł ten drugi. - Znaczy mogą wrócić. No po prostu uważaj.
- O boże...- nogi zaczynały odnawiać mi posłuszeństwa.
- Ej skarbie. - przytrzymał mnie. - Nic się nie dzieje. Chodź wracamy. - wziął mnie na ręce i skierował sie do domu.
Ale oni jednak nie przyjadą? Nie będzie ich?
nie nie będzie. Ale niech się wyprowadzą za Londyn
Dał mi wody i trochę się uspokoiłam.
Ukucnął przy moich nogach i głaskał po policzku.
Patrzyłam mu w oczy co pomagało. Oddech się wyrównał, a serce zwolniło. Nerwy odeszły.
- Wszystko dobrze. - całował moje policzki.
Strasznie chciałam mu uwierzyć. Pragnęłam tego z całych sił.
- Jesteś bezpieczna. Nie denerwuj się.
Co?o czym on mówił? Nawet przez chwilę nie myślałam o sobie, ja panicznie bałam się o niego.
- Wybudujemy dom. Przeprowadzimy się.
- Przytul mnie- poprosiłam.
Objął mnie ramionami natychmiast.
Wtuliłam się mocno zaciągając jego zapachem.
Podniósł mnie jak dziecko i zaniósł do łóżka.
Położył na nim i patrzył na mnie. Był całym moim światem.
Ostrożnie usiadł obok biorąc mnie za rękę.
Udało mi się delikatnie uśmiechnąć do niego.
- Nic się nie dzieje. - powtórzył. - Nic nam nie grozi. Zapomnijmy o tym.
Jak dziecko pokiwałam głową zgadzając się.
Pochylił się i delikatnie mnie pocałował.
To sprawiło że już wogóle nie wiedziałam co to zdenerwowanie.
Później jeszcze kilkakrotnie złożyl na moich ustach pocałunek, a ja każdy odwzajemniłam. Patrzył mi w oczy i się uśmiechał, a palce wciąż mieliśmy splecione
- Strasznie cię kocham - powiedziałam w usta chłopaka.
- Ja ciebie jeszcze bardziej.
Uśmiechnęłam się i znowu złączyłam nasze usta. Harry delikatnie muskał palcami moj brzuch pod bluzką. Uniosłam się na kolana i przyciągnęłam bliżej siebie.
na chwilę się odsunęliśmy aby zabrać powietrza.
Krótko cmoknęłam jego usta i szybko zdjęłam jego koszulkę.
Trafiła gdzieś na podłogę. Harry ostrożnie naparł na mnie sobą i pozbył się mojej bluzki.
Zaczęłam składać pocałunki na jego szyi zostawiając różowo czerwone ślady. Cicho westchnął i błądził dłońmi po moich biodrach.
- Uśmiechnij się dla mnie - wyszeptałam mu do ucha chcą zobaczyć te cudowne dołeczki.
Od razu spełnił moją prośbę. Na jego twarzy pojawił się uroczy uśmiech.
Pocałowałam go w oba kąciki ust i rękami badałam tors chłopaka.
- Nie kochaliśmy się dość długo. - usłyszałam.
- Bo ja jestem przecież przewrażliwiona.
- Tak. - zaśmiał się przywierając ustami do mojego obojczyka.
Zaczęłam bawić się jego włosami cicho się śmiejąc.
Przesunął ustami po moim dekolcie i rozpiął moje spodnie.
Zdjęłam je a on rzucił tak że nawet nie zauważyłam gdzie wylądowały.
Znow zaczęliśmy się całowac zapominając o całym świecie.
Pragnęłam go i potrzebowałam. Byłam jego, cała.
Dotykał mnie i pieścił. Nie było żadnych granic i zahamować. Atmosfera była gorąca i namiętna.
Pozbyłam sie jego spodni trochę sie przy tym trudząc.
Pocałował mnie w usta i rozpiął koronkowy stanik. Składał co raz żarliwsze pocałunki na moim dekolcie.
Było mi bardzo dobrze. Moje ciało natychmiastowo reagowało na jego dotyk i pieszczoty
Rozebraliśmy się nie wstydząc się swojej nagości. Znów poczułam jedność, którą tworzyliśmy.
Wspólnym tempem sprawialiśmy sobie przyjemność.
Nie zapomnę tej nocy. Nocy z moim Harrym.
Po wszystkim zasnęłam z daleka od wszelkich problemów
~~~*~~~
Siedziałam na miękkim dywanie w naszym ogromnym domu oglądając zdjęcia ze ślubu.
Harry w mundurze wyglądał wspaniale.
Wspaniały był ten dzień. Powiedziałam mu "tak" będa pewna swoich słów.
Mężczyzna wszedł do salonu i usiadł obok mnie.
- Caroline...
- Tak? - podniosłam wzrok znad zdjęć.
- Musimy porozmawiać.
- To nie brzmi fajnie.
Westchnął i wyjął z kieszeni koszuli list.
- Proszę powiedz że to nie to co myślę.
Wbił wzrok w okno zaciskając wargi.
- Harry proszę
- Nic nie zrobię. Muszę jechać.
- Złam nogę, rękę, cokolwiek.
- To nic nie da. Jadę jako dowódca. Skarbie ...- wziął mnie z rękę.
- Ja nie chce - jak zwykle zaczęły lecieć łzy.
- Ja też nie chcę.- spijał je swoimi ustami.- Nie płacz. Kochanie nie płacz .
- Nie mogę.
- Uspokój się. Przecież ja zawsze do ciebie wrócę.
- Mało brakowało...
- Ale wróciłem. Teraz też wrócę. Jedziemy do Afganistanu
- Umrę z nerwów i tęsknoty.
- Będę pisać. Będzie dobrze
- Nie chce.
Przytulił mnie tylko do siebie i nic nie mówi.
Wiedziałam że to nic nie da, ale i tak płakałam
- Ciii ...- kołysał mnie.- Mamy cały dzień .
- Nie chce tyle
- Nic nie zrobię.
- Wiem.
I tak przesiedzieliśmy
cały dzień. Ja płakałam, on mnie tulił. Nie mogłam się pogodzić z tym że znów mnie zostawia...
~~~*~~~~
1 lutego 2014 rok Afganistan
Kochanie... Nie wiem ile dni, ile tygodni, ile miesięcy jeszcze będzie nas dzieliło setki kilometrów. Nie wiem kiedy cię zobaczę. Wiem tylko, że minie prawie rok już nie długo. Ja robię się co raz starszy..heh... dzisiaj już starszy o następny rok.
Tak bardzo mi ciebie brakuję. Chciałbym trzymać cię w ramionach, złożyć pocałunek na twoich ustach. Chciałbym poczuć twoje ciepło oraz to, że przy tobie mam wsparcie. Jak zawsze patrzę w księżyc i wiem, że ty również to robisz. Nie próbuję się z tobą żegnać, ale każdy kolejny list może być tym ostatnim.
Jest ciężko, ale wiesz o tym. Nie chcę tu pisać o wojnie i walce, która otacza mnie dookoła. Chcę pisać o uczuciach i pustce.
Wrócę do ciebie...
Twój Harry...
Czytając to moje serce pękało z tęsknoty. Tak mi go brakowało, to był przynajmniej znak że jeszcze żyje....że mój Harry do mnie wróci.
Usiadłam na łóżku wycierając łzę. Nie wiem ile miałam jeszcze czekać. Wojna mogła trwać bardzo długo.
Złożyłam kartkę i razem z kopertą schowałam do reszty listów od mojego żołnierza.
Zamknęłam oczy starając się zasnąć .
Myśląc o nim, wyobrażając sobie że leży obok mnie zasnęłam.
Czekałam. Dzień za dniem czekałam. Dwa lata. Całe dwa lata... 23 kwietnia przed domem gdzie siedziałam i sadziłam róże ujrzałam męża .
Cała brudna z ziemi po prostu wstałam i pobiegłam do niego rzucając się na mężczyznę.
Objął mnie i zakręcił. Torbę rzucił na chodnik.
- Wiesz jak tęskniłem.?
- Na pewno nie tak jak ja.
- Kocham cię - uśmiechając się co chwila mnie całował .
Oddawałam pocałunki z coraz większym uśmiechem na twarzy.
Staliśmy tak bardzo długo. Cieszyłam się każdą chwilą .
- Matko jesteś tu..
- Jestem. Dla ciebie wróciłem. Dwa lata to za dużo.
- Za dużo - potwierdziłam.
- Postarajmy się o syna.- powiedział nagle.
- Słucham? - zdziwiłam się.
- Chcę mieć z tobą dziecko. Rodzinę .
- A jak znowu wyjedziesz? - bałam się po prostu.
- Nie wiem. Chodź.- wziął torbę a ja pociągnęłam go do domu.
Weszliśmy i cały czas patrzyłam na chłopaka, byłam taka szczęśliwa.
Zdjął mundur i przebral się tylko w spodnie. Na ramieniu miał nowy tatuaż przedstawiający napis " Caroline forever"
- Kiedy to zrobiłeś? - byłam zszokowana.
- Ale co kochanie?-spojrzałna mnie zdezorientowany.
- Tatuaż. - wskazałam palcem miejsce gdzie się znajdował.
- Koło roku.
Podeszłam i palcem jeździłam po konturach.
On położył mi dłoń na.policzku i obserwował .
- Kocham cię. Tak bardzo cię kocham - ze szczęścia zaczęłam płakać.
Zaczął ocierać mi łzy i całował mnie
- Tak jak ja ciebie.
Uśmiechnęłam się , znowu do mnie wrócił.
Położył mi ręce na.biodrach i patrzył w oczy.- Nasze dzieci nie pójdą na.wojnę. nie pozwolę .
- To samo powtarzam sobie jak wracasz, że więcej ci nie pozwolę.
- Taka jest moja praca.- westchnął smutno
- Wiem. - przeczesałam jego włosy.
- Siwieje wiesz?- zasmial sie.
- Przesadzasz.
- Masz rację. My jesteśmy wiecznie młodzi.- przyciągnął mnie do siebie.
- Tak mówisz? - zaśmiałam się.
- No oczywiście że tak.- cmoknął mnie w usta. - Kocham nasz dom. Kocham ciebie.
- Pewnie dlatego wracasz.
Chciał coś powiedzieć ale do salonu wparowal nam tata. Stanął jak wryty gdy zobaczył mojego męża.
- Tato..- powiedziałam widząc go. - Coś się stało?
- Przyszedłem cię odwiedzić...
- Miło. - Harry podszedł do niego i się przywitał.
- Dobrze że wreszcie wróciłeś.
Uśmiechnęłam się. Fajnie było tak na nich patrzeć jak rozmawiali.
Osiedliśmy na sofie. Obydwoje z tatą uważnie słuchaliśmy Harryego
Zebrało mu się na odwiedziny akurat teraz - pomyślałam.
Dopiero wieczorem sobie poszedł i zostaliśmy sami. Robiliśmy kolację co chwila się calujac .
- Mój tato cię uwielbia - powiedziałam krojąc pomidory.
- Też go lubię
Popatrzyłam na niego w miną głupka. Należało się tylko cieszyć skoro tak było.
Po kolacji zostałam porwana do łazienki. Ukochany przygotował mi kąpiel i położył w wannie .
- To ty wróciłeś z misij, tobie się należy odpoczynek.
- Ja wróciłem i teraz muszę zająć się żoną .
- To chodź tu do mnie - poklepałam tafle wody.
Pocałował mnie we włosy i rozebrał się, aby do mnie dołączyć.
- Myślałam nad kupnem psa wiesz? - zaczęłam temat, zawsze było by w domu głośniej, a tego mi brakowało.
- Psa? Jeśli chcesz ... Porozmawiajmy o dziecku .
- No to słucham - wiedziałam że nie odpuści, był uparty.
- Chcę wiedzieć co ty myślisz.
- Boję się
- Czego ?
- Harry gdyby....to ja będę musiała powiedzieć dziecku że jego tato nie żyje, że już go nie zobaczy. - sama chyba chciałam mieć takiego maluszka, tylko ten strach.
- Kochanie ale przecież nie będę ciągle wyjeżdżał. Moje stanowisko nie wymaga tego. Mogę teraz już zostawać tu chyba że będę potrzebowali wsparcie .
Oparłam się o niego głośno wypuszczając powietrze z płuc
- Ulżyło ci?
- Zawsze zostaje ryzyko - jęknął zrezygnowany.
Po kąpieli naga zostałam zaniesiona do łóżka .
- Co cię tak do zostania tatusiem ciągnie? - spytałam ciekawa.
- Starzeje się. Poza tym.naprawdę chciałbym mieć z tobą dziecko, .malenstwo którym będziemy się opiekować i kochać .
- Ale ty jesteś kochany - na prawdę był uroczy
Położył się obok mnie i pocałowal moją dłoń .
- Harry...dwa lata bez ciebie spałam...- zaczęłam.
- Tak...- zgodził się i podpierajac się.na łokciu patrzył mi w oczy a po chwili całował .
Zaśmiałam mu się w usta i oddałam pocałunek.
- MusZę ci coś powiedzieć. Mamy bardzo wygodne łóżko .
- To była bardzo ważna wiadomość - udałam poważną.
- Tak. Jak się przez dwa lata na piachu śpi to tak.- znów mnie pocałował.
-Nie wątpię. - rękami błądziłam po jego torsie.
- Moja królewna .- zaczął znaczyć nie widzialną drogę ustami po mojej szyi.
Jego usta na moim ciele, to było takie przyjemne, takie cudowne.
Bardzo mi tego brakowało. Jego bliskości i delikatnosci .
Wzięłam jego twarz w dłonie i po raz kolejny dzisiaj czuje pocałowałam.
- Caroline...- wymruczał w moje usta i przesuwał dłońmi po mojej talii. Zaczął we mnie powoli wchodzić .
Moje ciało wygięło się w łuk, a ja szeptałam jego imię.
Przyjemność zalewała mnie falami. Nie było granic. Napawilismy się sobą. Cieszylismy tą chwilą .
Było cudownie. On przy mnie, noc była niesamowita. Tęsknota wszystko potęgowała.
Zasnelisny dopiero nad ranem przytuleni do siebie i szczęśliwi .
Kiedy się obudziłam Hazza jeszcze spał. Pocałowałam go w usta i wstałam.
Ubralam się a włosy spielam. Zeszlam na dol aby zrobić śniadanie.
Byłam taka szczęśliwa. Zrobiłam kawę i cała aż tańczyłam.
Nikt nie mógł mi zepsuć humoru. Od dzisiaj miałam budzić się tylko i wyłącznie przy nim.
Wszystko było już gotowe kiedy w kuchni pojawił się Harry.
- Cześć słońce.- pocałowal mnie w usta.
- Hej.
Przytulił mnie i usiedlismy do stołu. Wziął mnie na kolana i karmił .
- Tobie naprawdę potrzebne jest dziecko.
- Sama widzisz.
Pocałowałam go w usta dając gryza kanapki.
Zjedliśmy śniadanie śmiejąc się. Około 12 poszlismy na długi spacer.
Szliśmy przez park i opowiadałam mu co się dzieło podczas jego nieobecności.
On słuchał uważnie i czasem odpowiadał.- Chcesz pójść na studia?
- Myślałam o tym. Konkretnie o dekoratorstwie ogrodu i te sprawy.
- Myślę że to dobry pomysł. Będziesz miała zajęcie .
- Teraz ty będziesz w domu to nie będzie tak nudno i cicho
- Ja wiem co zrobić aby było głośno i wesoło .
- Pies? - wiedziałam że nie o to chodziło.
Westchnął i objął mnie ramieniem.
- Ja się po prostu boję, nie będę dobrą matką.
- Nie mów tak. Ty będziesz wspaniałą matką.
- Skąd to możesz wiedzieć?
-Stąd, że wiem jaka jesteś. Czuła, delikatna, kochana
Popatrzyłam na niego i poszliśmy dalej
- W przeciwieństwie do mnie.- dodał po chwili .
- O czym mówisz? - spytałam zdezorientowana
- Ja taki nie jestem. Sama wiesz że praktycznie nie mam uczuc .
- Coś ci powiem - zatrzymałam go. - Nie wiem jak jest tam, tysiące kilometrów z tąd. Ale tu jak jesteś ze mną dopiero wtedy czuje się bezpieczna. Twoja delikatność i troska sprawiają że jestem pewna że byłbyś najlepszym tatusiem na świecie.
Patrzył na mnie długo nic nie mówiąc. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - cmoknęłam jego usta.
Objął mnie i ruszyliśmy dalej. Teraz byłam najszczęśliwsza. Nic nie potrzebowałam. Wiedziałam, że będZie dobrze. Musiało .
Wróciliśmy do domu, Harry poszedł coś oglądać, a ja robiłam obiad.
Po posiłku gdy sprzątaliśmy ktoś zadzwonił do drzwi. Mężczyzna poszedł otworzyć. Jak się okazało jego kolegom .
Wróciłam do kuchni nie chcąc przebywać z nimi.
Ciągle się ich bałam i zdania nie zmienilam .
Rozmawiali o czymś a ja starałam się myśleć że w pokoju jest tylko Harry.
Wyszli dopiero wieczorem. - Nie musisz się ich bać. - powiedział .
- Jakoś oni specjalnie chętni nie są.
- Oj przestan .
- No co?
- Musisz ich poznać.
- Nie chce -powiedziałam cicho.
- Skarbie nie bój się ich.
- Dziwisz mi się? - popatrzyłam na niego.
- Ja też cię porwalem .
- To co innego.
- Nie. Oni nic cinie zrobili.
- Nie wiesz czy tak by nie było gdyby nie ty
- Znam ich.
- Mam uraz, nic na to nie poradzę.
- Dobrze. Nie zmuszam .
- Harry ja ich wogóle nie znam a jedynie co mi się z nimi kolarzy to porwanie. - chciałam żeby zrozumiał.
- No dobrze.
- Dlaczego  to zrobili ?- przerwałam ciszę między nami.
- Dla kasy.
- Właśnie...tylko nie przemyśleli, nie przemyśleliście co dziewczyna którą porwiecie będzie przeżywać, nawet bez robienia jej krzywdy.
- Ja się nad tym nie zastanawiałem. Mnie nie obchodziły uczucia innych .
- Czas przeszły. - zaznaczyłam
- Tak. Przeszły .- westchnął.
Pocałowałam go w policzek chcą skończyć ten temat
Usiedlismy na tarasie przytuleni i przykryci kocem. Razem patrZyliśmy w niebo.
- Patrzyłam na niego, co noc
- Tak jak ja..
Oparłam głowę o jego ramię.
Było dobrze....                                                                                                    
~~~~*~~~~~     Siedzieliśmy na dole, gdy usłyszałam płacz.
Poszłam na górę i weszłam do pokoju gdzie było moje maleństwo. Wzięłam je na ręce i zaczęłam kołysać.
Cicho śpiewałam kołysankę ale nie zasypiał. Zeszłam z.synkiem na dół do Harry'ego .
Usiadłam obok niego. Trzymałam go, a Hazz zaczął do niego mówić i Sean patrzył na niego z zaciekawieniem.
Miał już pół roku. Był naszym oczkiem w głowie. Obydwoje spełnialiśmy się jako rodzice. To bylo wspaniale uczucie .
Dałam go chłopakowi, a sama poszłam przygotować jedzenie dla synka.
Gdy było gotowe Harry go nakarmił. Bawiliśmy się z małym do wieczora. Później odbył kąpiel i uśpiliśmy go. Sami zmęczeni również się położyliśmy. W nocy obudził mnie telefon męża. Zaspany odebrał go a pp chwili w pośpiechu ubierał mundur i wyjmował bron
- Co jest? - spytałam zaspana.
- Terroryści przejęli lotnisko. Wszystkie samolotu nie mogą wylądować bo wybuchną.
- U!To Straszne.
Schował broń. Zapiał kamizelkę i zbiegł na dol a potem pojechał do pracy. Wszystkiego dowiadywałam się z telewizji.
Sytuacja nie była ciekawa, wszystko co chwilę się zmieniało, bardzo się denerwowałam.
Wojsko nic nie pomogło. Kamera nagrywała akcję przeprowadzoną przez Harryego. Wybiegł na platformę lotniska gdzie wyłączyli prąd i pasy były nie oświetlone. Wylał benzynę w jeden szlak aby zaraz to podpalić.
Niektóre rzeczy działy się tak szybko...kamera nie nadążała.
Ogień wybuchł dając oświetlenie samolotowi ktory nie miał już paliwa .
Akurat w tym momencie obudził się Sean. Szybko po niego poszłam i wróciłam przed telewizor.
Ludzie byli wyciągani z maszyny i wojsko od razu odparowało atak wrogów którzy chcieli atakować pasażerów .
Wydawało się że wszystko już jest opanowane, pod kontrolą.
- Nie! Greg to oto chodzi. Chcą odwrócić naszą uwagę . Skupimy uwagę na lotnisku a oni wywioza z kraju miliardy funtów!- usłyszałam donośny głos męża.
Sama trochę się z tym gubiłam. Mały chyba wyczuł moje zdenerwowanie bo płakał i nie mogłam go uspokoić.
To wszystko trwało tak długo. W pewnym momencie Harry wpadł do domu zabierając coś. Potem znów skierowal się do auta
Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć. To była jakaś paranoja.
Ciągle słuchałam wiadomości i pilnowałam syna.
Kilkoro z nich zostało złapanych.
Harry wrócił dopiero następnego dnia w nocy.
Wrócił, to było najważniejsze. Wtuliłam się z niego i tak zasnęłam.
Gdy się rano obudziłam uważnie na mnie patrzył .
- Cześć.
- Cześć .
- Mały śpi? - spytałam
- Tak. Kamilem go Butelką
- Super, czemu tak patrzysz? - zmrużyłam oczy.
- Ciekawe co bym zrobił gdybyś to ty była w samolocie
- Uratował mnie albo go podpalił - zaśmiałam się.
- Bardzo zabawne.- cmoknal mnie w usta
- Tak wiem - humor mi wrócił
- Tam było tak dużo dzieci.
- Wiem, widziałam - to by było na tyle jeśli chodzi o dobry humor
- Ale wszystko jest dobrze. Uratowani.
- To dobrze - wstałam z łóżka.
- Może gdzieś wyjedziemy ?- przyciągnal mnie
- Gdzie? - popatrzyłam na niego
- A gdzie chcesz?
- Z tobą wszędzie.
- Kocham cię słońce .
- Ja ciebie też, a teraz możesz mnie puścić.
- Nie.- położył mnie na sobie i pocałowal.
- Puść wariacie.
- Nie puszczę.- cmoknal moją szyję.
- Musiałeś już odzyskać siły?
- Aaa co?
- Bo nie daje rady się uwolnić.
- Trudno.- zasmial się.
Przestałam się wiercić i spróbowałam na niego groźnie popatrzeć
- Nie..Caroline ..nie..-
pokrecil
głową rozbawiony .
- Spadaj - wystawiłam mu język.
Położyłam głowę na jego klatce a on pocałował mnie we włosy.
Podparłam się na rękach i sięgnęłam jego ust
Obdarował mnie pocałunkiem który oddałam. Chwilę tak polezeliśmy a potem cały dzień spędziliśmy z naszym synem.
 ~~~~*~~~~~~                                                                         
  Wróciłam z dekoratorni do domu i już od holu słyszałam podniesiony głos Harry'ego. Przed nim stał 16- latek i posłusznie słuchał.
- Mnie to nie obchodzi Sean. Zmien poglądy i ambicję a o tym zapomnij!
- Co się stało? - chłopcy często się kłócili
- Nic się nie stało. Ta dyskusja jest skończona. Czy ty zrozumiałeś co powiedziałem?
- Nie, to nie fair. Będę dorosły i sam podejmę decyzję.
- Nie. Cholera.- złapał go za ramię.- Nie pójdziesz do wojska.
Usiadłam na kanapie. Byłam w szoku.
Harry zacisnął zęby i mierzył syna wzrokiem.- Nie wiesz jak to jest. Nie wiesz przez co przechodzisz.
- Nie jestem głupi, wiem na co się decyduje. - błagam niech powie od to żart
- Nie kurwa nie wiesz!- krzyknął.
Zmierzył go wzrokiem i po prostu wyszedł.
Złapałam się za głowę. On nie mógł iść do wojska.
- Wybij mu to z głowy, musisz.
- Próbuje ale do idioty nie dociera. Sean chodź tu!- krzyknął i zdjął koszulę czego nigdy nie robił przy nim.
Nie schodził więc po niego poszłam bo Harry był zdenerwowany. Weszłam do jego pokoju, ale go nie było musiał wyjść balkonem, często to robił.
Westchnelan tylko. Czekaliśmy na niego ale pojawił się dopiero wieczorem.
Był zły, jak ojciec nic do niego nie dochodziło.
- Chodź tu.- pociągnął go na kanapę i wskazał na swoje ciało.- wiesz co to jest? To jest 54 kule, 27 ciosów nożem i podpalenie żywym ogniem. To jest wojsko .
Chłopak był zdziwiony i bacznie patrzył na tors ojca.
- Ale żyjesz.
- Cudem. A tobie moze się przydarzyć to samo.
- Nie chce być tchórzem, chce być taki jak ty - te słowa mnie przerażały ale były takie cudowne.
- Synu. - zmienił ton i kucnął przy nim.- Możesz być bohaterem w inny sposób. Możesz ratować ludzi. Być lekarzem.
- W życiu.
- Błagam nie idź moimi śladami.
Wyszłam z tamtąd. To była rozmowa miedź nimi. Ojciec z synem.
stamtąd
Usiadłam w kuchni pijąc herbatę. Liczyłam na to, że Sean nas zrozumie.
Długo rozmawiali, a ja po prostu czekałam.
W końcu Harry wszedł do kuchni.
- I co?
 - Nie wiem jaka jest jego ostateczna decyzja..
- Może odpuści....
- Może. - usiadł obok mnie i wziął za rękę, którą ucałował.
- Oby. Moje nerwy już tego nie wytrzymają.
- A własnie, bo ...- zaczął niepewnie.
- Co? - byłam bliska zabicia go teraz
- Musze jechać.
- Musisz?
- Tak. Nie wiem na ile. To wojna.
- Harry....- zaczęłam zrezygnowana.
- Nic nie zrobię.
-Miałeś zostać ze mną.
- Ale muszę jechać. Potrzebują mojej armii.
- Sean na pewno zmieni zdanie. - powiedziałam do siebie.
- Chodź. - wziąl mnie do salonu do syna. - Sean masz się opiekowac mamą.
- Wyjeżdżasz? - spytał
- Tak.
- Ok - na prawdę był dojrzały. Wiedział kiedy jak się zachować
Harry puścił mnie i poszedł na górę.
Sama poszłam do łazienki sie wypłakać. W domu była straszna atmosfera.
Chyba sobie z tym wszystkim nie radziłam.
Świadomość że znowu jedzie i nie wiadomo kiedy wróci.
Było źle i będzie co raz gorzej. Nie wiem jak dam radę. Wyszłam z łazienki ocierając łzy. Harry żegnał się z Sean'em.
Znowu się rozpłakałam. Byli tak podobni do siebie.
- Kochanie... - podszedł do mnie i przytulił.
- Wróć szybko.
- Postaram się. Kocham was. - ucalował mnie. Przytulił Seana i wyszedł.
- Błagam cię nie rób mi tego samego - zwróciłam się do syna.
- Ale ja chce być taki jak on.
- Sean, ale tata ma rację. Sam wiesz jak będziesz się teraz o niego martwić.
- Tak ale to bohater narodowy.- powiedział z uznaniem .
- Sława? To cię kręci?
- Nie! To co robi dla ludzi. To że broni obywatelow.
- To już wolę strażaka
- Przecież tata zawsze do ciebie wracać.
Wraca .
- Wiem - odpowiedziałam mu cicho.
Usiedliśmy na sofie przytuleni do siebie. Miałam chociaż jednego ...do czasu ~~~~*~~~~~                                                                                             
Sean chwycił do ręki kopertę rozrywając papier. List był od Harry'ego do niego. Przeczytał go a później oddał mi.
Sean... Skończyłes już 17 lat. Wiem, że tego dnia nie mogłem być z tobą . Jestem tu gdzie jest co raz gorzej. Wiesz, że jestem przeciwny temu abyś szedł w moim kierunku ale...Jesteś mi potrzebny. Spakuj swoje rzeczy i dnia 20 lipca około godziny 5 rano zostanie podstawiony wojskowy samochód. Wsiądziesz do niego a później zobaczymy się na miejscu. Twój tato ...
Byłam przerażona i wściekła. Prosił go żeby przyjechał, jak mógł?  Popatrzyłam na syna z nadzieją.
- Mamo wiesz co tata myśli o tym abym poszedł do wojska ale widzisz że to coś poważnego. Nikt nie zna tylu rzeczy jakich on sam mnie.nauczył .
Usiadłam na kanapie chowając głowę między kolana, wiedziałam o tym aż za dobrze.
Delikatnie mnie przytulil. 20 lipca był jutro.
Nawet nie wiem kiedy zrobiło się późno i zasnełam.
- Mamo, mamo ...- usłyszałam cichy szept.
Usiadłam patrząc na chłopaka
- muszę iść...
Dotarły do mnie jego słowa. Słowa oznaczające pożegnanie.
- Kocham cię.- pocałował mnie w policzek. Po chwili już go nie było
Byłam sama. Zostałam tu kiedy oni tam walczyli o swoje życie. Dwie najważniejsze dla mnie osoby.
Na dodatek nie mogłam nic zrobić, a świadomość tego że mogę ich stracić wszystko pogarszała. Każdy dzień, tydzień i miesiąc liczyłam. Czekałam aż wrócą. Tylko to mogłam robić. Co prawda dostawałam listy ale było one rzadko.
Po za tym skąd mogłam mieć pewność że kiedy je czytałam oni jeszcze żyli.
Siedziałam na tarasie próbując skupić się na pracy kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi
Szybko wstałam idąc do przedpokoju.
W drzwiach stał Sean. Od razu się uśmiechnęłam. Był tu.
Podeszłam do niego bez słowa i przytuliłam.
- Mamo.- wychrypial. Coś było nie tak.
Odsunęłam się zdziwiona i czekałam.
- Nie zapytasz gdzie tata?- spojrzał na swoje buty
- Nie mógł jeszcze wrócić, ale skoro ty jesteś to znaczy że już się uspokoiło. - jego zachowanie mnie niepokoiło.
Pociągnął mnie do salonu. Stanął przede mną patrząc smutno. Z kieszeni munduru wyjął coś. Coś czym był nieśmiertelnik...Otworzył moją dłoń i położył go na niej.
- Nie....- nie wierzyłam
- On...ja nie mogłem nic zrobić.- po.policzkach chłopaka płynęły łzy.
Wtuliłam się w niego. Miał wrócić, zawsze wracał, a teraz mnie zostawił, nas oboje.
- Przepraszam. Umarł mi na rękach ...
- To nie twoja wina. Cicho... - uspokajałam go sama płacząc.
- Nie mogłem zabrać jego ciała. Został tam.- mocniej płakał. Oboje. Staliśmy i zalewaliśmy się łzami. - Będę walczył za niego.
- Nie! Nie pozwalam ci! - byłam martwa
- Muszę. - przytulił mnie bardziej - Dla niego.
Płakałam nie mogąc się uspokoić. Nie poradzę sobie bez niego.
Przyszedł ten dzień ... Zostaliśmy we dwójkę.                                  
 ~~~~*~~~~ Rok. Cały rok układałam sobie wszystko w głowie. Pogodziłam się ze śmiercią męża. Pogodziłam się z tym że go już nie ma. Wróciłam późno z pracy. Syn już spał a ja poszłam się wykąpać. Od razu potem zasnęłam. Promienie słońca spowodowały zw zaczęłam się przebudzać. Ktoś mnie obejmował
Uśmiechnęłam się widząc te zielone oczy wiedziałam że to sen, a mimo to cieszyłam się, nie chciałam się budzić.
Mężczyzna uniósł rękę głaszcząc moje włosy
.- Ile ja jeszcze razy będę wracał kochanie .- zaśmiał się a ja wciąż miałam wrażenie że śnie.
-Najlepiej po prostu mnie nie zostawiaj. - uśmiechnął się i razem z snem uciekł. Wstałam ocierając łzy i podeszłam do okna patrząc na widoczny jeszcze księżyc. Przypomniały mi się jego słowa, a zaraz potem jego pogrzeb. Był taki uroczysty, zasłużony.
Jego ciało zostało sprowadzone do Anglii. Został mu oddany hołd.
Robiło się już jasno więc weszłam na dół.
- Mamo, pozwolisz mi? - Sean spytał po raz setny przy śniadaniu.
- Mam na to jakiś wpływ? - byłam załamana.
- Po prostu wiem, że robię dobrze.
- A ja się boję. Tylko ty mi zostałeś
- Wiem mamo. - westchnął. - Może... może znajdziesz sobie kogoś?
Uśmiechnęłam się.
- Nie sądzę Sean. - ja byłam tego pewna.
- Dlaczego? nie jedyna miłość.
- Jedz. - usiadłam na przeciwko niego. To było niemożliwe. Nikt nie zastąpi mi Harrego.
- Kiedyś się z nim spotkam. - powiedział. - I pogadamy sobie. Dlaczego nas zostawił
- Wcześniej ja mu na kopie.
Zaśmialiśmy się jedząc śniadanie.
Sean pomimo moich próśb wstąpił do wojska i dzielnie idzie w ślady ojca. Choć każdego dnia żyje strachem to jestem dumna i wiem że On też jest.