4 listopada 2013

3. Again.

Mijały dni a ja zamiast cieszyć się tym, że jestem w domu i mam spokój to myślałam tylko o nim.
O jego bliznach, o nodze, nożu. Jego dziwne zachowanie nie dawało mi spokoju
- Ty, kto to?- spytała Angy gdy wychodziłyśmy ze szkoły .
Stanęłam w miejscu i kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Co czułam? Strach, ulgę, ciekawość.
Harry...Harry stał przy bramie mojej szkoły z rękami w kieszeni. Ubrany w czarne spodnie i czarną koszulkę . Moja natura wygrała i pożegnałam się z Angy i zaczęłam powoli iść w jego kierunku.
Podniósł głowę i czekał aż przyjdę. W końcu stanęłam przed nim.
- Posłuchaj ... jeśli komuś powiesz ja znajdę cię wszędzie .
- I co? Wyślesz do piachu? - brawo genialna ja.
- Możemy się przejść?
- Poważnie? - to było dziwne. Ale byłam tak ciekawa. - Prywatnie czy zawodowo?
- Po prostu chodź.- poprosił .
- Nie dotkniesz mnie?
- Nie.
- Ok - powiedziałam niepewnie i poszliśmy.
Skierowaliśmy się do parku. Długo chodziliśmy w ciszy.
- Pójdziesz na policję ?
- Nie. - odpowiedziałam bez zastanowienia
- To dobrze. Nie chciał bym aby ktoś zrobił ci krzywdę .
- Ktoś czyli ty jeśli dobrze zrozumiałam.
- Nie. Źle zrozumiałaś
- Czyli tam ci koledzy? - zgadywałam.
- Nie. Jest masa różnych i złych ludzi...- przerwał widząc kogoś.- Kurwa.-odepchnął mnie i sam przyjął strzał od gościa który wyjął broń .
Spanikowałam. Tamten człowiek uciekł, a ja wyjęłam telefon chcąc zadzwonić na pogotowie.
- Nigdzie nie dzwoń.- wydyszał trzymając się za klatkę. Klęczałam przy nim, a on co raz bardziej krwawił .
- Ale przecież...wykrwawisz się.
- Trudno.- tamowałam i uciskałam mu to miejsce, ale jego klatka już prawie się nie unosiła .
- O Boże Harry...do kogo mam dzwonić?!
Nie odpowiedział mi. Wziął ostatni krótki oddech. Zobaczyłam mokre ślady na twarzy chłopaka i zdałam sobie sprawę, że płacze. Karetka przyjechała. Ktoś zadzwonił po nią. Jechałam razem z nim. Nie mogłam go stracić. Nie wiem czemu ale nie mogłam
- Nie ma szans.- powiedział lekarz w erce .
- Jak to nie?! Są, on tylko żartuje. Harry...
- Proszę pani jego serce nie bije.
- To niech pan zrobi, żeby zaczęło! - krzyknęłam
Dojechaliśmy do szpitala. Wzięli go na blok, a ja czekałam. Mało zawału nie dostałam kiedy po czterech godzinach stanął przy mnie o kulach. Głęboko odetchnęłam i oparłam się o krzesło. W tej chwili chyba go nienawidziłam.
- Powiesz im że mogą mnie wypisać? Niby tej krwi dużo straciłem i przeżyłem śmierć kliniczną ale nie chcę tu siedzieć. Proszę .
- Zostań jeszcze trochę. Chociaż do jutra. - bałam się po prostu.
- Nie chcę, ale dziękuję za pomoc.- westchnął.- Patrz.- pokazał mi kulę w chusteczce.- 23 do kolekcj.
- Byłeś postrzelony 23 razy? .
- Nie. 56.
- Jesteś tarczą człowieku? - było mi słabo
Zacisnął zęby. Gdy tylko był poruszany temat jego ciała i bólu on się spinał. Wzięłam go pod rękę i zaczęłam wyprowadzać ze szpitala. Szliśmy parkiem. Długo nam to zajęło i cały czas rozmawialiśmy.
- Gdzie mam cię odstawić? Ma się kto tobą zająć? - pytałam niepewnie.
- Nie. - odpowiedział szczerze.- Po prostu mnie tu zostaw i wracaj do siebie.
- Nie mogę, to znaczy jesteś słaby.
- Innego wyjścia nie masz.
- Dlaczego nie mogę pomóc ci dotrzeć do domu?
- Nie mam domu.
- Jak to nie masz? - byłam zszokowana
Standardowo wzruszył ramionami i spojrzał przed siebie.
- A pieniądze mojego taty? Okup?
- Ja im tylko pomagałem. Nie chcę żadnych pieniędzy twojego ojca.
- Nie będziemy tu o tym rozmawiać. - postanowiłam. - Idziemy do mnie, to znaczy pojedziemy taksówką. - to że taty znowu nie było to tylko plus
- Nie.- zaprzeczył.- Będąc ze mną jesteś niebezpieczna.
- Nie pytam się o zdanie. Jestem uparta kiedy nie mam przy głowie broni. A twoją posiadam teraz ja. - pokazałam na swoją torbę.
- Boże...
- Nie bo Caroline, myślałam że wiesz. - chwilę potem byliśmy już pod moim domem gdzie pojechaliśmy taksówką
Pomogłam mu wejść i posadziłam na sofie. Był taki blady.
- Dobrze że przekonałam tat,ę że chce mieszkać sama z nim. Jeszcze dwa miesiące temu było tu pełno służby. Taty nie ma, od razu mówię, ale tak jest prawie zawsze.
Pokiwał tylko . Westchnął i przechylił się tak że głowę miał na moich kolanach. Zamknął oczy i pomału zasypiał . Uśmiechnęłam się na ten widok. Był teraz taki bezbronny. Jak ja bardzo chciałam poznać prawdę. Chciałam wiedzieć czemu taki jest. Lodowaty... taki inny. Jego przeszłość...co się w niej wydarzyło. Delikatnie wstałam kładąc jego głowę na poduszkę i przykryłam go grubym kocem. Sama usiadłam na podłodze opierając się o kanapę na której spał. Chciałam być blisko niego. Po chwili zasnęłam. Gdy się przebudziłam sofa była pusta. Rozejrzałam się zaspanym wzrokiem. Stał przy oknie w i patrzył .
- Jak się czujesz? - spytałam rozmasowując szyję
- Dobrze.- odwrócił się.- Mogłaś spać na górze.
- Mogłam, ale chciałam...jakby coś...no wiesz gdybyś się gorzej poczuł czy coś.
- W takim razie idę już. Nie spóźnij się do szkoły.- ściągnął zakrwawioną koszulkę i ją wyrzucił do śmietnika .
- Czekaj, gdzie idziesz?
- Nie wiem.- wzruszył ramionami.- Mogłabyś oddać mi broń ?
- Porozmawiaj ze mną - miałam błagalny głos
- O czym?- poprawił pasek od spodni.
- Ile masz lat? - to pierwsze nasunęło mi się na myśl.
- Czemu cię to interesuje?- znów stanął przy oknie.
- Sama się nad tym zastanawiam jeśli mam być szczera.
- Dwadzieścia pięć.
- Dlaczego mnie odsunąłeś? To we mnie celował tamten facet
- Bo ty masz żyć.
- To śmieszne.
- Nic nie rozumiesz. Chodź odprowadzę cię do szkoły.
- Nie idę. Wytłumacz mi.
Znowu zignorowanie.
- Mogę wody?
- Tam jest kuchnia. - wskazałam na przejście. Musiałam się dowiedzieć. Muszę żyć? Szybko poszłam po pistolet chłopaka. Stanęłam w drzwiach gdzie trzymał szklankę.
- Powiedz mi, bo inaczej sam będziesz winien mojej śmierci. - taka byłam zawsze, życie nauczyło że warto i że trzeba walczyć o swoje, a ja czułam że muszę wiedzieć.
Przewrócił oczami i oparł się o blat.
- Tak musisz. Jesteś w zagrożeniu przeze mnie. Oddaj to.
- Przecież ja cię dopiero poznałam. - odsunęłam się do tyłu
- Są różni ludzie i oni szybko o tym wiedzą. Ci którzy są przy mnie są szybko eliminowaniu.- wziął łyk wody i ją odstawił. Podszedł do mnie i zabrał broń.- Dzięki ...- pocałował moją dłoń i skierował się do wyjścia.
- Harry! Co mam zrobić żebyś został?! - krzyknęłam za nim.
- Nie rozumiem.- odwrócił się.- Porwałem cię, chcą cię zabić, a ty chcesz abym został.
- Fajne uczucie prawda? Nie rozumieć...
- Nie jestem normalny.
- A coś czego nie wiem?
- skończmy ten temat .
Bałam się że wyjdzie, że nie zobaczę go już. Chciałam żeby mi wszystko powiedział, chciałam żeby został.
- Muszę już iść. - pół nagi o kulach opuścił mój dom
Zrezygnowana usiadłam na kanapie, przycisnęłam twarz do poduszki i w nią krzyknęłam.
Byłam taka bezsilna i bezradna . Nagle pustka i samotność zaczęły doskwierać mi dużo bardziej
Boże ja się do niego przywiązałam. Najzwyczajniej w świecie mi zależało. Tyle że znałam jego imię i niewiele więcej. Chciałabym żeby został, żeby chciał zostać. Rozpłakałam się. Wiedziałam że nie spotkam go już. Nie spotkam chłopaka który przez tak krótki czas namieszał mi w życiu .
W życiu, w głowie, w sercu. Byłam cała roztrzęsiona.
Całą noc nie spałam. Nie mogłam .

http://www.iberotelaquamarine.pl/wp-content/uploads/2013/03/szlaczek.png 
Hej.Nie wielka informacja dla Was. Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział.
Przecież jest Was tak dużo. Postarajcie się.
Zapraszamy na resztę naszych blogów i te nowe.
 Found